Language
/ Kontakt /

Łukasz Obłuski: „Nie jadę się pokazać, tylko walczyć” >>>

Łukasz Obłuski: „Nie jadę się pokazać, tylko walczyć” # Siłowanie na ręce # Armwrestling # Armpower.net

Kilka lat grał w rugby, ale na dobre wciągnął go armwrestling. Pomimo kontuzji barku nie zerwał z siłowaniem na ręce ()

To będzie twój debiut na Nemiroffie, jakie to uczucie?

Tak, to będą moje pierwsze zawody takiej rangi, jak puchar świata. Bardzo się cieszę, że mam szansę w nich wystartować.

Na co liczysz?

Na pewno każdy, kto tam jedzie, czegoś oczekuje. Ja na pewno chciałbym pokazać się z jak najlepszej strony, na co naprawdę mnie stać.

A na co cię stać?

Nie wiem, po tych latach treningów chciałbym zawalczyć z czołówką. Nie liczę na 1 czy 2 miejsce, na to jeszcze za wcześnie. Nie będę tu też udawał fałszywej skromności, chciałbym się znaleźć w pierwszej piątce. Na MŚ chciałem znaleźć się w pierwszej 10-tce i udało mi się być 7. Każdy chciałby wygrać, na pewno nie jadę się pokazać, ale walczyć.

Niektórzy patrząc się na listę kadry polskiej na Nemiroffa i zastanawiają się, skąd na niej niektóre nazwiska. A ty jak myślisz, dlaczego dostałeś szansę?

Cały ten rok dużo trenowałem, na pewno przełożyło się to i jeszcze przełoży na wyniki.

Ile lat trenujesz armwrestling?

Ok. 7 lat, z przerwami. Miałem kontuzję i operację barku, trochę mi to pokrzyżowało treningowe plany.

To rzutuje na twoje walki?

Praktycznie wcale, raczej po walkach kontuzja daje mi się mocno we znaki.

Nie boisz się, że ta kontuzja może wpłynąć na twoje wyniki na Nemiroffie?

Nie powinna. Niektórzy przegrywając zwalają to na jakąś kontuzję, ja nie mam zamiaru.

Przygotowujesz się w jakiś specjalny sposób do Pucharu świata?

Tak, trenuję 3 razy w tygodniu, robię bardzo długie i intensywne treningi. Dużą wagę przykładam do odpoczynku i regeneracji. Wcześniej trenowałem 5 razy w tygodniu, ale w moim przypadku to się nie sprawdzało; częściej doskwierały mi bóle ścięgien, przez co czasami nie mogłem zrobić treningu na 100 procent. Sparringuję się też z Dawidem Bartosiewiczem.

Skąd w ogóle wziąłeś się w armwrestlingu i dlaczego akurat ten sport wybrałeś? Twoja kariera sportowa zaczynała się przecież zupełnie od czegoś innego?

Tak, 6 lat grałem w rugby w Arce Gdynia. A z armwrestlingiem wiąże się śmieszna historia. Od dziecka trenowałem sporty siłowe i byłem jednym z najsilniejszych w grupie. Pewnego razu przyszedł do mnie kolega, który znał podstawy armwrestlingu i pokonał mnie na rękę. Wkurzyłem się, że mnie rozwalił, zacząłem więc ostro trenować i tak zostałem w armwrewstlingu do dziś.

To jedyny powód? Kolega z przeszłości?

Armwrestling pozwala na dużą różnorodność technik. Bardziej przyrównywałbym go do sportów walki, niż do kulturystyki. Bo tu nie wystarczy siła, ważna jest wytrzymałość.

I podobno psychika...?

Owszem. Jest kilku takich, co potrafią wyprowadzić mnie z równowagi, dlatego trzeba być silnym psychicznie. Sam trening siłowy nie wystarcza.

 

Rozmawiała Iza Małkowska
 

archiwum >>>

Language