Patryk Osiński: „Jestem głodny rywalizacji sportowej!” >>>

Patryk Osiński: „Jestem głodny rywalizacji sportowej!” # Siłowanie na ręce # Armwrestling # Armpower.net

Historia Patryka, który niedawno rozpoczął trenowanie armwrestlingu w klubie Marleny Wawrzyniak jest historią powrotu do pełnego życia i sprawności. Już niedługo zobaczymy Patryka w walce o medale.

()

Patryk Osiński - ma 25 lat, armwrestling trenuje od miesiąca, pod okiem Marleny Wawrzyniak, w klubie Arm Fanatic Sport Grudziądz. Jak trafił na treningi? Zaraz do tego dojdziemy. Najpierw trzeba Wam wiedzieć, że Patryk sześć lat temu miał bardzo, bardzo poważny wypadek, podczas pracy w rodzinnym gospodarstwie. W szpitalu nie pamiętał nic, walczył… Potem dowiedział się, jaki jest jego stan:

Patryk: Przy pracach polowych zostałem wciągnięty przez wałek przekaźnika mocy. Dokładnie nie wiem jak to się stało bo straciłem pamięć i całego zdarzenia i dwóch najcięższych tygodni w szpitalu gdzie walczyłem o życie nie pamiętam. Obrażenia, które doznałem były bardzo ciężkie - złamanie kręgosłupa w odcinku szyjnym i częściowe uszkodzenie rdzenia kręgowego, ciężkie obrażenia lewej ręki. Następstwem tych obrażeń była amputacja lewej ręki na wysokości barku, jedna trzecia pleców została obdarta ze skóry, połamane żebra, obrażenia wewnętrzne ciała, skostnienie przystawowe kolana prawego, liczne stłuczenia i rozcięcia głowy.

Miał jeszcze nadzieje, że to zły sen, ale okazało się że to dopiero początek złych informacji. Wrócił do domu po bardzo długim pobycie w szpitalu. Nie było dobrze…

Patryk: Musiałem się mierzyć z nową rzeczywistością, jako osoba niepełnosprawna. Przez trzy lata po wypadku zmagałem się z depresją, chowałem się w domu. Obawiałem się - co ludzie powiedzą na mój widok. Dzięki wsparciu najbliższych i wielu wspaniałych ludzi, jakich spotkałem na swojej drodze udało mi się na nowo cieszyć z życia - jakie ono by nie było.

Po pewnym czasie Patryk spojrzał na życie inaczej, bo dowiedział się, że nie jest sam.

Patryk: Poznając historie inspirujących ludzi z niepełnosprawnością zacząłem spełniać swoje marzenia mogę do nich zaliczyć skok ze spadochronem w tandemie z wysokości 3000 metrów, przejażdżka Ferrari Italia na torze w Poznaniu, lot samolotem ultralekkim. Na 25 urodziny wjechałem z siostrą na szczyt Śnieżki, ale to nie koniec mojej „bucket list”.

Kolejne plany Patryka dotyczą armwrestlingu. Dlatego przystąpił do klubu Marleny Wawrzyniak. Zainspirowały go informacje o zawodach Pucharu Świata w Paraarmwrestlingu. Zadzwonił do Gdyni, zapytał o najbliższy klub i tak to się zaczęło.

Patryk: Od zawsze lubiłem uprawiać sport. Po wypadku, przez moje ograniczenia, niestety wiele sportów jest poza moim zasięgiem. Postanowiłem że będę robił to, co jestem w stanie wykonać i nie będę użalał się i zamartwiał nad tym co nie będzie mi dane zrobić. W domu zawsze lubiłem ćwiczyć siłowo i to miało wpływ że postanowiłem iść na siłownię, która okazała się dla mnie bodźcem do szukania sportu ,w którym mogę się realizować. Kolejnym krokiem było odnalezienie odpowiedniego klubu, który znajduję się najbliżej mnie i okazało się, że jest 80 km od mojego miejsca zamieszkania czyli w Grudziądzu. Tym większa była moja radość. Trenerka przyjęła mnie bardzo serdecznie i omówiła ze starannością wszystkie aspekty, tak zaczęła się nasza współpraca i przygotowania do profesjonalnych zawodów w Armwrestlingu. Jestem głodny rywalizacji sportowej i chcę zaprezentować swoją osobę jak najlepiej na zbliżających się zawodach.

Wierzę, że tak jak siebie Trenerka wprowadziła na sam szczyt sukcesów i również swoich zawodników prowadzi na podium, to ja także będę tym szczęściarzem i wywalczę mistrzostwo.

Tak zaczyna się historia, którą będziemy śledzić w kolejnych latach. Patryk trafił pod „dobre skrzydła” i na pewno wspólnie z Marleną osiągną cel!

Marlena! Patryk!

Jesteśmy z wami, trzymamy kciuki za sukces!

Szanowni Czytelnicy!

Historia Patryka, o której powyżej, przypomniała mi moje niedawne spotkanie w pewnej niewielkiej miejscowości, z bardzo ciekawymi osobami. Byłem na… nazwijmy to „politycznej” imprezie w pewnym mieście. Moim przewodnikiem i głównym organizatorem był młody człowiek, który – jak się okazało – był niezastąpiony i bez niego nic by się nie wydarzyło (dokładnie tak, jak na naszych zawodach jest Marcin M.) Przed imprezą, jak to też bywa u nas na zawodach, coś trzeba przywieść, zawiesić, ogarnąć. Krzesła, banery, stoły, głośniki. Ten młody człowiek krzątał się sam i zarządzał całością. Spędziliśmy razem pięć godzin, jechaliśmy samochodem, który on prowadził, jedliśmy obiad. Przez te pięć godzin – nie zauważyłem, że facet… nie ma ręki. Nie zobaczyłem tego! Dopiero kiedy rozmowa zeszła na piłkę ręczną, facet powiedział, że teraz nie może grać, bo… nie ma ręki. Ale! Ale, uwaga! Prowadzi w swoimi mieście zajęcia piłki ręcznej z dziećmi. Można? Można!

Wspominam o tym, aby jeszcze bardziej podkreślić rolę osób, które nazywamy niepełnosprawnymi, a które bardzo często bywają o wiele bardziej „sprawne” niż my – nazywani „zdrowymi”. Dotyczy to – pamiętajcie – sprawności nie tylko fizycznej, ale też intelektualnej, organizacyjnej, społecznej.

Trzeba było wielu lat i wielu (czasem osobnych, rozproszonych) działań, żeby osoby niepełnosprawne przebiły się przez obojętność i pokazały się bardziej. My – działając tylko w sporcie, w siłowaniu na rękę – musimy bardzo uważnie śledzić każdy taki osobisty los konkretnych osób i pokazywać dla przykładu, dla innych.

Pozdrawiam