Language
/ Kontakt /

Historia pewnego filmu… >>>

Historia pewnego filmu… # Siłowanie na ręce # Armwrestling # Armpower.net

Lub „Historia pewnego sportu”, lub… ()

Tekst na wakacje dla Armwrestlera. Amerykanie i Kanadyjczycy kochają sport, to oczywiste. Amerykanie mają też największy przemysł filmowy na świecie. Z tego dodawania wynika, wprost, że w USA i w Kanadzie powstaje najwięcej, najlepszych filmów o sporcie. Piszę „o sporcie” w sensie bardzo szerokim, zaraz do tego dojdę.

Nie jestem krytykiem filmowym, ale pozwolę sobie na pewne teorie i uogólnienia. Teza, że w USA i Kanadzie powstaje najwięcej filmów „sportowych” oraz, że siłą rzeczy są one najlepsze – broni się sama. Czy ktoś z Państwa zna rumuński film o sporcie? Może francuski, lub niemiecki? Raczej nie! W Polsce był słynny obraz „Bokser”. Mam – oczywiście na myśli film z 1966 roku, w którym Daniel Olbrychski grał rolę zawodnika kadry Feliksa Papy Stamma – Tolka Szczepaniaka, a nie ten z 2012, w którym Szymon Bobrowski grał rolę Przemysława Salety…

Były jeszcze ze dwa z „Do przerwy zero jeden” oraz „Mąż swojej żony” na czele. Okres, w którym powstawały to złote czasy kina Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i polskiego sportu. Filmy te wykorzystywały popularność postaci i dyscyplin dla swojej promocji, która i tak nie była im potrzebna, bo były to dzieła bardzo fajne.

W Związku Radzieckim, choć sport był tam oczkiem w głowie zarówno ludzi, jak i władz – nie powstał ani jeden film „sportowy”, który przebiłby się do europejskich i światowych kin. Jeśli się mylę, niech czytelnicy z krajów byłego „Sojuza” napiszą erratę. We współczesnej Rosji powstał film o znakomitym hokeiście Walerim Charłamowie pod tytułem „Legenda No. 17”.

Węgrzy tylko raz uwiecznili na taśmie filmowej piękną, dramatyczną historię zmagań swoich piłkarzy wodnych przed, podczas i po meczu ze Związkiem Radzieckim.

Reasumując, jeśli w krajach dawnego bloku sowieckiego powstawały obrazy o sportowej tematyce, to w 99 procentach miały one za zadanie chwalić osiągnięcia zawodników i, na ich podbudowie, poruszać lekko problemy społeczne. Kolejność była zawsze taka: najpierw jakaś drużyna czy zawodnik osiągał sukces i popularność, a następnie – tę popularność „konsumowali” filmowcy. Tak było i do tego zmierzam w niniejszym artykule, zostawiając was w niepewności, aż do zakończenia.

Reasumując (jeszcze raz) – Ameryka wraz z Kanadą stworzyła około 90% filmów o sportowej tematyce.

Geneza każdego z nich „działała” identycznie jak na Wschodzie Europy. Najpierw wszyscy poznawali dany sport, zaczynali kochać drużynę, czy zawodnika, następnie (znów) filmowcy „wieźli się na tej kanwie” i tworzyli film. Film, który w naturalny sposób nie potrzebował promocji. Już ją miał! Za nazwisko, za nazwę drużyny, wreszcie za daną, konkretną dyscyplinę.

Amerykanie (i Kanadyjczycy) szaleją na punkcie tylko kilku dyscyplin sportowych.

Na pierwszym miejscu, licząc oba kraje – jest hokej. Tematyka filmów „hokejowych” z genialnym obrazem „Młoda krew” na czele jest różnorodna. Od słodkich historyjek, pokazujących jak stary trener „podnosi się” i wraca do pracy z młodzieżą, po osobiste storry o konkretnym zawodniku, jego sukcesach i perypetiach życiowych.

Jest w tych filmach miłość do hokeja! Miłość, którą widać, słychać i „czuć” w każdym ruchu kamery, w każdym wyłowionym przez dźwiękowca skrzypnięciu łyżwy, w każdej scence obyczajowej.

Ale – nadal – mechanizm jest ten sam. Najpierw sport, potem, na „jego plecach” konkretny film. Na końcu dopiero okaże się – do czego prowadzę…

Filmy o boksie z „Rockym” na czele to osobna kategoria. Najczęściej bazują na legendzie lub lekko podretuszowanym życiorysie idola, pięściarza, jego czasów i otoczenia. Stawiają na wzruszenie, na emocje, dramat w scenach walki, oraz prosty obyczajowy przekaz w stylu: „pracuj, módl się, szanuj przyjaciół”.

Ale – nadal – najpierw jest realna postać lub sytuacja na wzór, a następnie obraz filmowy.

Baseball – to sport, który wdziera się w życie Amerykanów i tym mocniej w nim siedzi, bo praktycznie nigdzie indziej (poza Kubą) nikt tej gry nie rozumie. Baseball jest wpleciony w życie społeczne tak, że gdy podczas wojny mężczyźni poszli do armii, a liga zaczęła podupadać – do gry przystąpiły kobiety! Chciały w ten sposób, poprzez żeńskie rozgrywki baseballa – nie tylko dostarczyć rozrywki, ale przede wszystkim – podtrzymać tradycję! Nie miały na celu „wyrzucić” mężów, synów i braci, którzy przelewali krew. Chciały ich zastąpić. Film o tym – oczywiście – powstał i cieszył się ogromną popularnością.

Na tym, drodzy czytelnicy, zakończę rozważania, jako krytyk filmowy i założę czapkę socjologa.

W USA i Kanadzie sport był (i jest) bardziej popularny, niż film. Choćby, dlatego, że bardziej niż jakakolwiek sztuka – łączy pokolenia. Dzieje się tak dzięki specyficznej, rodzinnej, spokojnej i bezpiecznej atmosferze, jaka panuje na meczach. Na trybuny może przyjść i przychodzi razem wielopokoleniowa rodzina. Miejsca w prestiżowych lub tradycyjnych lożach przechodzą „z ojca na syna”, podobnie jak kolekcje klubowych pamiątek.

Trudno sobie wyobrazić wspólne oglądanie koncertu przez babcię i wnuki. Natomiast – wspólne oglądanie meczu – jak najbardziej!

Czas na pierwszy, ogólny wniosek i pewne naprowadzenie czytelników na puentę.

Każdy film o tematyce sportowej, wyprodukowany w Ameryce Północnej – korzystał z olbrzymiej popularności i powszechnej wiedzy, jaką o danej dyscyplinie sportowej ma prawie każdy Amerykanin i Kanadyjczyk w wieku od 3 do 103 lat.

Najpierw sport, potem film! Film, jako swego rodzaju „poszerzenie” sportowych doznań, dla prawdziwych fanów. A fanem (czy to hokeja, czy to boksu) jest w Ameryce prawie każdy.

Był jednak pewien wyjątek…

Wiecie, jaki obraz mam na myśli? Wiecie!

Otóż film „Over The Top” powstał wtedy, gdy o Armwrestlingu nie słyszał nikt, poza skromną społecznością kierowców wielkich ciężarówek i kilkoma fanatykami. Żaden Rosjanin, żaden Polak, żaden Francuz – choćby się nawet siłował na rękę, siedząc przy stole w knajpie – nie wyobrażał sobie nawet, że można robić zawody sportowe w siłowaniu się na ręce.

Mało tego!

Żaden inny film na świecie nie przyczynił się tak mocno, w tak oczywisty sposób do – nie bójmy się tego słowa – powstania dyscypliny sportowej!

Mało tego! Nie ma na całym świecie takiej dyscypliny sportu, której tylu znakomitych Mistrzów mówiłoby wprost: Zacząłem trenować Armwrestling po obejrzeniu filmu Over The Top!”. A tak właśnie mówią zawodnicy z prawie wszystkich krajów świata.

Oczywiście, w tym niezwykle korzystnym splocie przypadków jest wiele rzeczy, które można wytłumaczyć.

Na popularność filmu złożyło się wiele czynników. Od grającego główną rolę, nieocenionego Sylwestra Stallone, przez pewien klimat społeczny tamtych lat, aż do dystrybucji kaset wideo na każdym zadupiu kuli ziemskiej.

Jak już pisałem wiele razy, jak już wielokrotnie zaczynałem każdy swój artykuł na tej naszej stronie – Armwrestling jest wyjątkowy, pod każdym względem!

Ale, proszę o jeszcze trochę cierpliwości, do prawdziwej puenty jeszcze daleko.

Sensacyjne odkrycie na stronie „Ukryte filmy” – oczywiście amerykańskiej!

Otóż okazuje się, że film, który uważamy za „Moment Stworzenia Armwrestlingu Światowego” nie był pierwszy!

Mowa o filmie pod tytułem „P.K. and the kid”, którego fabuła jest mniej interesująca, niż sama historia filmu. Zerknijmy na stronę:

Niestety przykra prawda jest taka, że historia o "P.K. and the kid" jest znacznie bardziej interesująca, niż sam film. Poprzednio wspominana Sunn Classic Pictures była fabryką rodzinnej rozrywki, i główny wątek wydawał się być właściwie poskromiony. Nastolatka (Ringwald) ucieka z domu z powodu jej "patologicznego" ojczyma (Alex Rocco), którego jej matka broni z całego serca. Oczywiście pomyślicie, że film skończy się matką opuszczającą złego ojczyma i Ringwald nauczy się, że ucieczka nie jest odpowiedzią. W końcu w późnych latach 80. epidemia zaginionych nastolatków była trudna do zignorowania, przypominały o niej każde wiadomości i każdy karton mleka (w Stanach zdjęcia zaginionych osób umieszcza się na kartonach mleka dostępnych w sklepach). Film jest jednak zbyt roztrzepany na to. Za bardzo chce zaspokoić gusta widowni. Wpada w inny, sztampowy filmowy motyw, "początki słabeusza" w sportowej opowieści.

P.K. nie cierpi z powodu ucieczki.

Pierwszym nieznajomym, jakiego spotyka, jest miły kierowca ciężarówki Kid Kane (Paul Le Mat znany z "American Graffiti"), który jest w drodze na turniej armwrestlingowy w Petaluma w Californi. Staje się on czymś w rodzaju ojca i stróża dla Ringwald i ona podąża za nim na turniej.

Film miał niski budżet, małe ambicje i sztywne dialogi. Na przykład:

„Armwrestling jest jedyną rzeczą, w jakiej jestem dobry. On robi coś dla mnie. Unosi mnie ponad... wszystkich dookoła mnie” - mówił Kid. Gdyby film utknął w tym słodkim głównym wątku, mógłby zyskać dobry odbiór. Ale "P.K." ponosi porażkę z powodu dzikich zmian nastroju. Rocco ukazany jest jako groźny ojczym, kiedy znajduje P.K., porywa ją i zamyka w ciężarówce. Kiedykolwiek pojawia się na ekranie spycha fabułę w znacznie ciemniejsze obszary. Jego sprzeczki z Ringwald są całkiem brutalne - w początkowej scenie, ona broni się przed jego seksualną napaścią poprzez spryskanie jego oczu środkiem czyszczącym i następnie, bije go w głowę kluczem francuskim - w taki oto sposób film staje się nieodpowiedni dla "rodzinnej" widowni, do której wydawał się być skierowany.

Istnieje także brzydki poboczny wątek związany z błędnym aresztowaniem Kida za gwałt na nieletniej, po tym jak Rocco przyłapuje go tańczącego z P.K. w barze i mnóstwo podtekstów o rodzącej się seksualności P.K. i jej obsesji względem Kida, jednocześnie jako ojcu i seksualnej ikonie. Mogłoby być to niepokojące, gdyby nie zostało ukazane w tak głupiutki, groteskowy sposób, jak na przykład P.K. dźgające Kida w tyłek widłami.

Istnieją sceny walki w absurdalnych ustawieniach, takich jak fabryka konserw. Bez pojęcia o armwrestlingu pokazano sposób, w jaki Kid wygrał turniej. Jak sam Le Mat zauważył, ogromna różnica pomiędzy rozmiarem Kida, a jako głównego oponenta Bazooki (Charles Hallohan) była idiotyczna.

 

Tyle recenzji i zarazem historii filmu, który… No właśnie! Gdyby taki, jak w opisie film – miał promować nasz sport, to chyba byśmy się jeszcze nie spotykali na zawodach i wcale o sobie nie słyszeli.

Dobrze się stało, że zawiła historia P.K. zawiodła go gdzieś do magazynu.

Dobrze się stało, że Stallone zagrał w Over The Top!

Dobrze się stało, że my się spotykamy!

I – wiecie, co wam powiem?

To Wy tworzycie teraz kolejny film, pod tytułem „Nasz Armwrestling na świecie!” To Wy, teraz tworzycie historię pięknego i nietypowego sportu!

PeSzy

archiwum >>>

Language