Language
/ Kontakt /

Przyszłość Pudziana w Armwrestlingu >>>

Przyszłość Pudziana w Armwrestlingu # Siłowanie na ręce # Armwrestling # Armpower.net

()

Co się stało!

Było wielu wszechstronnych sportowców, podkreślam – było. Choćby Lew Jaszyn, który z równą swobodą stawał w bramce hokejowej i piłkarskiej. Jako pierwszy futbolowy bramkarz zaczął aktywnie i skutecznie grać na przedpolu, dawał swojej drużynie wiele więcej bezpieczeństwa, niż mu współcześni a nawet następcy. Nazywano go „Czarną Panterą” poeci sławili jego parady, rzeźbiarze stawiali pomniki. Zdobył z drużyną w koszulkach z CCCP na plecach wszystko co można było wtedy osiągnąć. Wielokrotnie prowadził swój moskiewski klub do mistrzostwa kraju. Jednak w hokeja grał „tylko” dobrze, nie tak genialnie jak na murawie.

Sport wyczynowy, szczególnie w Związku Radzieckim był już wtedy na etapie specjalizacji. Jakie więc cechy tego zawodnika sprawiły, że mógł skutecznie walczyć na tafli w bardzo mocnej lidzie hokejowej i jednocześnie być geniuszem pomiędzy drewnianymi słupkami? Jak twierdzi nasz znakomity bramkarz Jan Tomaszewski – Lew Jaszyn miał „minusowy refleks” czyli wcześniej od napastnika wiedział, gdzie poleci przedmiot gry. Czy to krążek, czy piłka to już inna sprawa.

Za przyczyną refleksu można (było) zatem łączyć dwie dyscypliny sportowe. Właściwie niepotrzebnie napisałem „było” bo – można nadal. Mistrz Adam Małysz jest bliski zostania multi sportowcem za sprawą właśnie doskonałego refleksu i pewnego rodzaju odwagi, potrzebnych zarówno w skokach jak i w rajdach. Odwaga nie jest co prawda zaliczana do cech motorycznych (słusznie) ale wszak możemy wyodrębnić jej kilka „rodzajów”. Inny „rodzaj” odwagi przypisany jest bokserowi, inny kierowcy rajdowemu i skoczkowi narciarskiemu. Odwagi nie można wytrenować, ale można – poprzez tysięczne ćwiczenia – doprowadzić do stanu, w którym coraz więcej możemy robić świadomie w sytuacji, w której kogoś innego paraliżuje strach. Sporty, które łączy konieczność pewnego typu odwagi to wszelkie sporty „szybkie” czyli właśnie zjazdy narciarskie, skoki, rajdy, wyścigi motorowodne.

Wróćmy do sportowców udatnie łączących starty w wielu dyscyplinach. Bywali tacy, co zimą grali w hokeja, a kiedy lody (naturalne wtedy) topniały – łapali za tenisowe rakiety i królowali na kortach. Przedstawiciele słynnych rodów góralskich startowali na nartach biegowych, zjazdowych, skakali na jednakowym, wysokim poziomie. Dlaczego? Bo byli po prostu wszechstronni i to wystarczało by dominować na krajowym podwórku na początku XX wieku.

20110606102730_04.JPGPrzywołajmy Władysława Komara. Zaczął od boksowania w wadze ciężkiej. Miał „kopyto”, jak już trafił – przeciwnik spływał. Ale... za często sam przyjmował, a trafiał mało kiedy. Doradzono mu żeby boks zostawił. Poszedł do rugby i dawał sobie radę, ale gwiazdą nie był. Wreszcie znalazł swój sport, zaczął olimpijska, mistrzowską drogę.

Najlepiej byłoby od razu, od pierwszych kroków wiedzieć, czy dany „materiał na sportowca” powinien pływać, biegać, rzucać, walczyć, jeździć na nartach, czy dźwigać ciężary. W słusznie minionej Niemieckiej Republice Demokratycznej próbowano tak robić i (relatywnie) osiągnięto mistrzostwo w selekcji.

Wszechstronność sportowa ma dwa oblicza. Pierwszy to selekcja (jakkolwiek by to brzmiało) na początkowym etapie wyczynowego uprawiania sportu. Paradoksalnie właśnie aby tej wszechstronności... uniknąć! Aby już, zaraz, teraz, kiedy czterolatek ma wybrać między rakietką a łyżwami – dokonać dobrego wyboru. Wszechstronność na odwrót!

Drugi aspekt to... kontynuowanie kariery przez zawodnika, który – z różnych powodów – zmienia dyscyplinę.

Kiedy dotyczy to zawodnika mało znanego, siłą rzeczy mało kogo obchodzi, że Kowalski startował osiem lat w ciężarach a potem przeszedł do trójboju.

Jednak gdy mamy do czynienia z Gwiazdą – sprawa mobilizuje dosłownie wszystkich. Już wiecie, że cały ten krypto wstęp był nie o sporcie a o....

 

Czy On ma predyspozycje?

 

20110606102729_05.jpgDo czego, trzeba dodać. No właśnie, do czego? Do bycia Mistrzem w konkurencjach strongman? Ma! Udowadniał to i udowodnił! No i tu chyłkiem, cichutko pojawia się pytanie: czy Mariusz zakończył karierę strongmana? Adam Małysz zakończył. Ogłosił, otarł łzę i skoczył ostatni raz. Teraz może już startować w rajdach i nie mieć żadnego sukcesu, jeździć ot tak, dla fanu. Jest sportowym emerytem i nikt nie będzie się z niego śmiał, jeśli nie odniesie sukcesów w sportach motorowych. Słynny rajdowiec Sobiesław Zasada też startuje w regatach i niekoniecznie wygrywa. Bawi się, robi to z pasją, ale agencje nie podają zajętych miejsc.

Pudzian nie skończył kariery strongmana! Nie było żadnej oficjalnej zapowiedzi! Mariusz „zmienił” dyscyplinę sportu. Tylko tyle i aż tyle!

Jeżeli przysłowiowy Kowalski, zamiast rwać i podrzucać, zacznie przysiadać, wyciskać i ciągnąć – nie ma tematu. Ani ciężary nie stracą, ani trójbój nie zyska. Nic się nie stanie.

Jednak w przypadku Mariusza – każdy jego ruch ma potężne konsekwencje medialne. A we współczesnej Polsce „medialne” znaczy więcej, niż tylko medialne. Jesteśmy więc na tropie spisku? Może...

Mam prawo o tym pisać, bo towarzyszyłem Mariuszowi jako autor wywiadów i artykułów od początku kariery, rozmawiałem wiele razy i dla potrzeb upublicznienia wieści i po prostu, tak normalnie, tak uczciwie.

Mam ogromne wyrzuty sumienia, że namawiałem Pudziana na sporty walki. Ale też łatwo się usprawiedliwiam, bo nie ma takiego pojęcia jak „namówić Pudziana” do czegokolwiek. On nie zaakceptuje niczego bez przemyślenia, bez osądzenia plusów i minusów. On ma swoją wizję, swoje założenia i nie ma takiej możliwości, żeby uległ czyimś wpływom wbrew własnej woli.

Zatem Pudzian „dał się namówić” na sporty walki? Tak! Pozwolił się namówić, dał się skusić, ale świadomie. Chciał tego. Słuchał podszeptów, ale sam – już wcześniej – też tego chciał.

 

No i jak z tym było?

 

Jak się to stało, kto za tym stoi? Stare, dobre, proletariackie pytanie. Zanim to opiszę – trzeba prześledzić całość kariery naszego Bohatera. Oczywiście w aspekcie predyspozycji do danej dyscypliny i... tego, że jest Gwiazdą.

 

Początki czyli...

... ojciec daje przykład

 

20110606102729_02.JPGSenior Pudzianowski opowiadał z dumą o wyczynach swoich synów. Synowie dźwigali. Jak wszystkie nastolatki w tym wieku i w tych „okolicznościach przyrody”. Dźwigali coraz więcej i więcej.

Czy Pudzian miał talent do dźwigania? Nie pytajmy o to na razie. Czy miał talent i predyspozycje do karate? Jakieś na pewno miał. Ale, gdyby miał większe „niż ustawa przewiduje” to żaden z jego ówczesnych trenerów nie powinien go „wypuścić”! Trenował boks? No tak! Jeśli miałby talent na mistrza Polski wagi ciężkiej to... Wypuścili go, stracili go, panowie trenerzy...

A wcześniej? Nie miał szansy na mistrza w ciężarach? W trójboju? Nikt się nie zorientował? Ani Roman, ani Arkadiusz? Nikt? Szkoda!

Trenował boks. „Trenowałem boks na Legii” – mówił w wywiadach.

Dlaczego żaden z trenerów boksu nie zaproponował mu amatorskiej kariery?

Dlaczego Andrzejowie G. i W. nie zaprosili Pudziana do swoich grup? Nie, nie zaprosili bo wiedzieli z doświadczenia, że Pudzian się nie nadaje do boksu! Nikt z zawodowców nawet nie wspomniał o takim „zakupie”!

Ni z tego, ni z owego Mariusz zaczął uprawiać Mieszane Sztuki Walki. Napiszę szczerze, że była to bardzo zła decyzja. Przyznaję, że od samego początku byłem tą zamianą dyscyplin zafascynowany, popierałem ją i... bardzo źle to teraz oceniam.

Przejście takiej Gwiazdy do innego sportu – natychmiast skierowało oczy kibiców na tą właśnie dyscyplinę. Miliony ludzi, który nawet nie potrafili wymówić nazwy Mixed Martial Arts – zasiadły przed telewizorami i na hali.

20110606102730_03.JPGCiężkim, wspólnym, zbiorowym wysiłkiem, pracą swoją, swoich partnerów treningowych i osób mieniących się trenerami – okupiono przeprowadzenie „dowodu”, że Mariusz nie jest materiałem na zawodnika MMA. Po co nam to było?

Czy wszyscy wspierający tą akcję ludzie stracili głowę? Czy nie dotarło do nich, że skoro fachowcy od boksu (zawodowego czy amatorskiego) nie „wzięli” wcześniej Mariusza – to znaczy, że wiedzą lepiej? Promotorzy MMA, trenerzy MMA, dziennikarze wśród których byłem też – wszyscy wykazaliśmy się niebywałą wręcz lekkomyślnością i brakiem wiedzy fachowej. Jak można było wierzyć, że zawodnik o takim organizmie, o takich predyspozycjach – będzie mógł przeistoczyć się w zawodnika walczącego przez pełną rundę, regenerującego się i podejmującego następną?

Perspektywa tego, że dzięki Pudzianowi nasze ukochane Mieszane Sztuki Walki zyskają gigantyczną popularność – przysłoniła nam oczy. Oczywiście były (i są) w tym wszystkim też osoby, które cynicznie wykorzystały nagły skok popularności MMA i – paradoksalnie – ich jedynie mogę zrozumieć. Nie rozumiem, dlaczego sam dałem się zwieść medialnym rozważaniom, że „może się uda”, że „Pudzian ciężko pracuje”.

Rozumiem natomiast, że cyniczne wykorzystanie Pudzianowskiego opłaciło się bardzo wielu osobom i trzeba docenić, że podjęły to ryzyko i je do cna wykorzystały. Chwała im za to.

Tylko czy polskie MMA skorzystało na tym? Sam pisałem optymistycznie, że tak! Że dzięki Mariuszowi zapełniły się trybuny, że inni zawodnicy zaczną zarabiać więcej, że to, że tamto.

Teraz – widzę to inaczej.

Polskie Mieszane Sztuki Walki nie skorzystały na zaistnieniu Pudziana na ringu. Wręcz przeciwnie! Występy Mariusza, okupione ciężką pracą, pokazały... jedynie to, że Mariusz jest zdolny, pracowity i ambitny. Pokazały Mariusza, tylko jego. Kiedy on skończy już startować na ringu – gale MMA wrócą do dawnego poziomu popularności i tyle. Zamieszano powietrze, zatupano na ringu i koniec.

Pudzian teraz na pewno myśli co robić dalej. Jest w trudnej sytuacji.

Pierwsze pytanie jakie zadałem mu na konferencji prasowej przed walką z Najmanem brzmiało – czy nie obawia się utraty swojej „ciepłej” popularności, kiedy na jego rękawicach pojawi się krew. Odpowiedział wymijająco.

Teraz pytam, czy nie obawia się, że stracił już swoją wspaniałą popularność i sympatię milionów ludzi? I wcale nie dlatego, że walczył, że przegrał... dlatego, że się pomylił! Że powinien wiedzieć, iż dla jego organizmu walka przez dziesięć minut jest barierą nie do przejścia. Ludzie myślą tak: „Nie wiedział? A może zrobił to dla kasy?” – i zgodnie z takim tokiem myślenia – za chwilę przestaną darzyć go sympatią.

A szkoda!

 

Wojciech Fibak potrafił przejść płynnie od zakończenia kariery na korcie do równie znakomitej passy w interesach. Był lubiany jako tenisista, pozostał lubiany jako biznesmen. Tego samego życzmy Mariuszowi, bo na to zasłużył swoją ciężką pracą. A że czasem źle podejmował decyzje? To możemy wybaczyć. Ale... tylko raz!

I tak zastawiając się nad tą całą sytuacją, staram się obiektywnie ocenić to – gdzie Mariusz mógłby się odbudować, a przy okazji powalczyć z najlepszymi, nie tylko z Polski ale i na świecie, biorąc pod uwagę wszystkie jego umiejętności i wiedzę. Udało mi się dojść do konstruktywnego wniosku, bardzo dobrym rozwiązaniem byłoby spróbowanie swoich sił w... armwrestlingu – w Polsce jeszcze niedocenianej dyscypliny, mimo wielu sukcesów Polaków Wszak nasza kadra walczy jak równy z równym ze światowymi potęgami jakimi są Stany Zjednoczone czy Rosja. Sądzę, że to właśnie tam miałby szansę sprawdzić się z najlepszymi zawodnikami z całego świata, pokazać po raz kolejny – kto jest najlepszy!

 

Dlatego teraz, świadom tego co poprzednio pisałem i tego co przeczytaliście powyżej – nie namawiam, nie mam odwagi namawiać Pudziana do armwrestlingu. Mam tylko jeden, jedyny argument przemawiający „za”. W armwrestlingu można z całą odpowiedzialnością sprawdzić wcześniej – czy ma się do tego warunki, czy nie.

Nie zobaczymy zatem Pudziana przy stole przygotowanego „na siedemdziesiąt” procent. Jeśli podejdzie do stołu – to tylko w pełni przygotowany!

Tego Tobie Mariusz życzę, bo wiem, że trudno ci będzie na stałe odejść od sportu. W armwrestlingu możesz startować jeszcze wiele, wiele lat.

 

A teraz muszę sam siebie szczerze zapytać. Piotrek, czy nie czujesz że znów idziemy na „pole minowe”, że znów uczestniczysz (poprzez to pisanie) w czymś, co może się obrócić na niekorzyść? Zapytałem... oto odpowiedź: możemy być pewni, że nikt Mariusza do niczego nie namówi, jeśli on sam nie będzie tego chciał. To raz. Dwa, to przykłady innych sportowców, którzy „przeszli” do siłowania na ręce. Dość wspomnieć ogromnego Denisa Cyplenkova, mistrza Rosji w strongmanach, a teraz triumfatora Pucharu Świata Zawodowców. Kolejny to Alexey Voevoda, biegacz, karateka, bobsleista, potem mistrz armwrestlingu i znów bobsleista. Mistrz Europy i Świata w Armwrestlingu (rok 2004), Zdobywca Pucharu Świata Zawodowców w Armwrestlingu (rok 2003 i 2004) oraz dwukrotny Olimpijczyk w Bobslejach (srebro w bobslejowych czwórkach Turyn 2006 oraz brąz w bobslejowych dwójkach Vancouver 2010). Kiedyś czołowy zawodnik Rosyjskiej Kadry Narodowej w Armwrestlingu, dziś w bobslejach. I jak sam twierdzi Alexey „ nie wykluczam powrotu do ukochanego armwrestlingu. On, podobnie jak bobsleje jest dla mnie bardzo ważny i wyzwala we mnie dużo emocji. Ale podchodząc do stołu armwrestlingowego emocje są kilkakrotnie większe niż zjeżdżając na bobie. I chcę zauważyć, że zdobyć dla mnie medal jest mniej emocjonujące, niż zwyciężyć z bardzo poważnym przeciwnikiem przy stole”

 

Mam też pewność, że doświadczenie polskich ekspertów armwrestlingu jest większe, niż naszych ludzi „od MMA”. Nie oszukujmy się, polski armwrestling jest bliżej świata, niż nasze MMA. Dlatego można mieć nadzieję, że Mariusz nie straci, a zyska.

Czy polskie siłowanie na ręce też „podciągnie się” za sprawą Pudziana? Na pewno tak! Ale, znów – ale, niestety, znów (wbrew sobie) dodaję, że „ale” – też dużo zaryzykuje. Bo Pudzian nie może być jednym z wielu zawodników. On musi zostać znów Mistrzem. Czy to się uda? Zobaczymy już wkrótce...

Piotr Szymanowski

archiwum >>>

Language