Language
/ Kontakt /

Sukces polskiego Armwrestlera! >>>

Sukces polskiego Armwrestlera! # Siłowanie na ręce # Armwrestling # Armpower.net

Mariusz Grochowski relacjonuje z Mont Blanc! ()

Mariusz Grochowski relacjonuje z Mont Blanc!

Witam, kilka słów o wyprawie na najwyższy szczyt Europy - Mont Blanc 4810 m. n.p.m.

Plan wyjazdu narodził się w ubiegłym roku, kiedy to już wtedy do wyprawy zacząłem przygotowania, ponieważ wiedziałem że nie będzie łatwo.

Moje przygotowania skupiały się głównie i przede wszystkim na redukcji wagi i przygotowaniu dobrej kondycji. Dlatego też zacząłem trenować kilka dziedzin sportu: armwrestling, cross fit, judo, basen, ćwiczenia aerobowe itp.

Gromadzenie samego sprzętu niezbędnego do takiego wyjazdu przebiegało powoli, ponieważ na takich wyprawach nie można oszczędzać i sprzęt musi być wysokiej jakości, czy to ubranie czy wszystko inne niezbędne do takiego wyjazdu.

Oczywiście nie jest to za tani sport, warto wspomnieć o zakupie choćby odpowiedniego i potrzebnego tam wyżywienia czyli liofilizatów, batonów i żeli energetycznych.

Start wyprawy ustalony był na dzień 20 lipca 2013r. i tak też wyruszyliśmy zgodnie z planem.

1450 km samochodem do celu, od domu, a dokładniej z Górnego Śląska do miejscowości Chamonix we Francji, najbardziej znanego kurortu narciarskiego i sportów zimowych w Europie, położonego niecałe 1000 m.n.p.m.

Pojechałem zdobyć Mont Blanc z funflem Mariuszem Myślakiem, bo to on właśnie zaproponował mi ten wspólny wyjazd, który śmiało mogę teraz nazwać swoją największą przygodą życia. Wiem, że i on bez zastanowienia powie o wyjeździe dokładnie to samo.

Mont Blanc, zwana najgroźniejszą górą świata, ze względu na ilość pochłoniętych na przełomie wieków ofiar, została zdobywana przez nas etapami (dokładny opis tych etapów podałem poniżej).

Przed rozpoczęciem samej wspinaczki na szczyt Mont Blanc postanowiliśmy przynajmniej trochę zwiedzić samo Chamonix, skąd m.in. pojechaliśmy także kolejką wysokogórską na najwyżej położony punkt widokowy w Europie tzw. Szpicę - Aiguille du Midi (3842 m n.p.m.) - szczyt w Alpach w masywie Mont Blanc, 8 km od jego szczytu. Widoki przepiękne, polecamy po prostu każdemu.

Chcieliśmy tam przejść wstępną aklimatyzację, jednak teraz już to wiemy, że aby to zrobić właściwie to trzeba na tę wysokość po prostu wejść i zmęczyć się fizycznie a nie tylko na nią wjechać kolejką ;-)

Pierwszy etap to wjazd tramwajem z miejscowości La Fayet na Gare du Nid d’Agile - 2362 m - końcową stację tej kolejki.

Stąd zaczyna się początkowe podejście, dość strome, kamieniste na Tetrus (Tete) wysokość ponad 3100m n p.m. Tam rozbiliśmy już na śniegu namiot z gradobiciem na dzień dobry i mieliśmy zostać dobę, żeby się aklimatyzować.

Musieliśmy jednak pozostać tam dwa dni bo niestety warunki pogodowe nie pozwoliły nam aby wyruszyć wyżej, były silne wiatry, burza, kilka gradobić a potem śnieg.

Kiedy mieliśmy już tak zwane i wyczekiwane okno pogodowe - dodam tutaj że brat Mariusza sprawdzał nam praktycznie codziennie pogodę "na odległość" po kilka razy - wyruszyliśmy pokonywać kolejny etap, najtrudniejszy i najbardziej niebezpieczny, można powiedzieć tylko 700m w pionie albo aż 700m do góry do wysokości schroniska Gouter 3800m npm. - praktycznie miejscami pionowe ściany bardzo niestabilnych skał i kamieni, to właśnie na tym odcinku zginęło i nadal ginie najwięcej osób, tym bardziej że etap ten zaczyna się od osławionego już tutaj kuluaru, na którym spadające kamienie mają nawet wielkość lodówki!

To ten odcinek pokonuje się najczęściej od około 3-4 godz. do nawet kilkunastu, zależy to od bardzo wielu czynników, w tym sprawności fizycznej i doświadczenia.

Nam sprzyjało szczęście, ponieważ w tym dniu nie było jeszcze opadów i ściana kamienna była sucha i dzięki temu bardziej bezpieczna.

Kiedy udało nam się już pokonać ten odcinek, byliśmy mocno zmęczeni ale przede wszystkim szczęśliwi, przypominam że cały czas mamy na sobie plecaki, które ważą kilkanaście kg, a wcześniej prawie 30 kg, gdy transportowaliśmy dodatkowo namiot, śpiwory i maty oraz resztę sprzętu.

Przyznam szczerze, że podczas tego etapu miałem moment w którym już myślałem że mogło by się to dla mnie skończyć tragicznie.

Wspinając się, skręciłem w złą stronę i będąc na ścianie stanąłem na luźnym podłożu, próbując następnie chwycić się szybko skały okazało się, że również i ona była zupełnie luźna. Przylgnąłem wtedy mocno do ściany, pode mną kilkusetmetrowa skarpa w dół i powoli a właściwie prawie cm po cm przesuwałem się do boku, na szczęście udało się.

Kiedy dotarliśmy do schroniska Gouter na wysokości ponad 3800m npm. odpoczęliśmy, zjedliśmy ciepły posiłek i po kilku godz. ruszyliśmy dalej graniami z czekanem w ręku i rakami na butach. Na tym odcinku dołączyło się do nas trzech poznanych w schronisku Polaków i w dwie grupy dwu i trzy-osobowe podczepieni do siebie linami ruszyliśmy. Po drodze mijaliśmy bardzo niebezpieczne szczeliny, które powiększały się praktycznie z godziny na godzinę oraz ogromne wielo-tonowe seraki (zwisy śnieżne) pochylone w naszych kierunkach.

Kilka godzin wolnego marszu ale bardzo wyczerpującego z powodu coraz mniejszej zawartości tlenu i dotarliśmy na wysokość 4300m npm. do tzw. blaszaka gdzie schroniliśmy się w nim na noc. Warunki ekstremalne, nieprzyjemne, bardzo zmęczeni nie zwracając uwagi na bałagan i śmieci, mocno wymęczeni położyliśmy się na podłodze, przykrywając tylko foliami NRC.

Próbowaliśmy zasnąć, jednak nie daliśmy rady, mokrzy od środka i zmarznięci, staraliśmy się na siłę odpocząć by bardzo wcześnie rano móc zacząć i podjąć ostatni etap czyli wymarzony „atak szczytowy”.

Na atak szczytowy wyruszyliśmy tylko w czterech, jeden z naszych kolegów źle się czuł i musiał zostać w „zaśmieconym blaszaku” .

Przyznam szczerze, że ja też nie czułem się najlepiej, ponieważ miałem silne bóle głowy. Mocno mnie zaskoczyło to, że stojąc bez ruchu jest wszystko ok. wystarczy jednak dać dwa-trzy kroki, żeby z powrotem poczuć całkowitą bezsilność swojego organizmu z powrotu braku niedotlenienia.

Dlatego też poruszaliśmy się powoli, prawie pół krokami, metodą trzydzieści dokładnie liczonych kroków, następnie 20-30 sek. przerwy i tak już do końca. Metoda taka, na tej wysokości skutkuje, przynajmniej w naszym wypadku.

Na początku ostatniego etapu ataku szczytowego pogoda była dosyć przyjazna ale na tej wysokości warunki atmosferyczne potrafią się bardzo szybko i radykalnie zmieniać, za jakiś czas nadeszły chmury i widoczność była bardzo ograniczona, do tego bardzo silne wiatry które atakowały znienacka, dochodzące jak się później okazało do 50-60 km/h - przypomnę, że idąc granią o szerokości często tylko niecałego metra i przepaściami kilkuset metrowymi w dół, jest to bardzo niebezpieczne, do tego doszła szybko silna śnieżyca.

Po prostu w pewnym momencie wystąpiły najgorsze warunki jakich się można było spodziewać i sobie wyobrazić. Trzeba było mimo wszystko stawić czoła temu wszystkiemu, ponieważ i tak już nie było odwrotu.

Idąc do góry człowiek nie pokonuje góry ale pokonuje sam siebie, własne słabości, sam tego doświadczyłem i wiem że siła mięśni ma mniejsze znaczenie na takich wysokościach, mogę nawet powiedzieć że duża masa mięśniowa przeszkadza, ponieważ potrzebuje dużo tlenu a na tej wysokości jest go aż o połowę mniej!

To że w ogóle zdobyłem szczyt, zawdzięczam swojej silnej psychice, wytrwałości i zespołowi z którym miałem przyjemność na nią razem wejść!

Dnia 26.07.2013r. w piątek przed godz. 9 rano, "Biała Góra" Mont Blanc została zdobyta przez zespół „Mario Team”.

Mógłbym pisać o tej wyprawie wiele, ale i tak czytając to wszystko nie jesteście w stanie wyobraź sobie nawet częściowo, jak to wszystko wyglądało i przebiegało, po prostu musicie to sami przeżyć, żeby wiedzieć o czym piszę.

Wiem też przy okazji, że jest wiele ludzi dla których Mont Blanc to dużo mniejszy wysiłek, dlatego że są mniejsi, szczuplejsi i często bardziej doświadczeni oraz dobrze zaaklimatyzowani ale dla mnie zdobycie Mont Blanc było skrajnie wyczerpującą przygodą życia, tak jak zapewne dla nawet doświadczonych wspinaczy zdobycie Everestu...

Na koniec dwa najważniejsze wnioski z naszej wyprawy i dotyczące wejść na wyższe góry, czyli takie których wysokość zaczyna się od 4-5 tys. metrów - pogoda i odpowiednia aklimatyzacja organizmu są najważniejsze i nie można ich nigdy lekceważyć.

To i tak dana góra decyduje o tym czy da się na nią wejść, poprzez aktualną pogodę i właściwą aklimatyzację dla określonej wysokości, ponieważ bez niej ryzykuje się zbyt wiele czyli często własne życie.

Warto także dodać, że już podczas zdobywania "Białej Góry" i przebywania w masywie Mont Blanc, da się łatwo zauważyć skąd pochodzą mijani dani turyści-wspinacze, ponieważ Polak, Czech czy Ukrainiec niesie praktycznie wszystko na swoich plecach, przypominając nieraz "Beduina", chcąc zaoszczędzić ile się da. A tylko jeden dzień w schronisku bez wyżywienia to tutaj wydatek rzędu 90 euro! Turysta zachodni natomiast, idzie takie w góry w małym plecakiem i docierając do danego schroniska, wyczekuje spokojnie okna pogodowego, zabijając czas przy gorącym posiłku i kawie...

Pozdrowienia od Mario Team.

 

Etapy wejścia na szczyt Mont Blanc:

1. Tramwaj - wyjazd z Le Fayet - 580 m. n. p. m.

2. Gare du Nid d’Agile - 2362 m - ostatnia stacja kolejki szynowej

3. TETE - Refuge de Tete Rousse - schronisko Tete Rousse - 3167 m - tutaj spaliśmy 3 noce w namiocie

4. GOUTER - Refuge de l’Aiguille du Gouter - schronisko Gouter - 3817 m

5. VALLOT - Refuge Bivouac Vallot - schron ratunkowy Vallot - 4362 m - nocleg i atak szczytowy

6. Szczyt MONT BLANC Biała Góra „Dach Europy” - 4810 m

Tyle relacja!

f48718_20130725-112304.jpg1b3307_20130725-103521.jpg2d37d8_20130723-190200.jpg

0ab18c_20130723-185216.jpg6bf072_20130723-141212.jpg457c68_20130723-133549.jpg

735195_20130725-182516.jpg

Ale, sam wiesz, i czytelnicy wiedzą – nie byłbym sobą, jakbym tego nie skomentował. Zatem! Gratulacje Mariusz! Czytając – byłem z tobą, tam na Górze. Moje największe osiągnięcie to Kasprowy, ale w trampkach i zimą:-)

Mam tylko jedną prośbę: nie narażajcie się na niebezpieczeństwa! Igor – lata małymi samolotami i nie zrezygnuje z tego. Mariusz – się wspina. A nie lepiej tak pograć w golfa?

Pozdrawiam

Wasz zaniepokojony PeSzy

archiwum >>>

Language