Cała dramaturgia NEMIROFF WORLD CUP zasadza się na konfrontacji „Wschód” vs „Zachód”. Wspomaga ją trwała i stabilna legenda Johna Brzenka z jednej strony, kontra bohaterowie z Rosji i Ukrainy. To w pełni odpowiada prawdzie i potrzebom kibiców.
Na szczęście nie ma w naszym sporcie bezmyślnego kibicowania zgodnie z posiadanym paszportem. To zaś wynika z prostego faktu – każdy kibic Armwrestlingu uprawiał, uprawia lub będzie uprawiał Armwrestling. Dlatego też każdy z kibiców „obiera sobie” za Bohatera tego z zawodników, którego styl, osobowość uważa za sobie najbliższe. Nikt w tych wyborach nie kieruje się napisem na okładkach paszportu.
Nasze kibicowanie nie ogranicza się do bezmyślnego wykrzykiwania z trybun, ale dotyka całej złożoności walk. Radości z wygranej idola, towarzyszy zawsze refleksja i analiza przyczyn wygranej.
Takie indywidualne analizy prowadzą do próby uogólnienia. Czym się różnią zawodnicy ze „Wschodu”, od tych z „Zachodu”? Czym różni się ich sposób treningów i walk?
Starałem się to przeanalizować, korzystając ze wszelkich dostępnych materiałów. Zgadnijcie, czy znalazłem coś, co bez wahania można nazwać „zasadniczą różnicą pomiędzy treningiem w Europie i Ameryce”. Nie! Nie znalazłem!
Trening w sporcie walki bez ciosów typu zapasy, Judo, Armwrestling na poziomie mistrzowskim – może być (i jest) bardzo indywidualny. Nasz sport jest wyjątkowo zależny od predyspozycji genetycznych, na przykład od proporcji długości ramienia i przedramienia, budowy nadgarstka, wielkości dłoni i budowy nadgarstka. Nie ma (jak sądzę) drugiej takiej dyscypliny walki, w której styl walki danego zawodnika był tak bardzo określony przez jego budowę anatomiczną.
Jest jeszcze jedna sprawa, która zasadniczo wyróżnia Armwrestling – ból! Odporność na ból, jakiej wymaga ten sport, jest głównie wynikiem tego, co dała nam natura, choć wiele też można wytrenować zarówno fizycznie, jak i w tym, co dzieje się w głowie zawodnika.
To wszystko, czyni nasz sport bardziej indywidualnym, niż inne dyscypliny.
Ponadto, czego się często nie zauważa, na trening bieżący mają wpływ wszystkie cykle treningowe, które zawodnik odbył już w swoim życiu. A to już bardo trudno poddać analizie.
Przykładowo, jeśli Terence Opperman „wbije się” do ścisłej światowej czołówki (a ma na to szansę) i będziemy analizować jego treningi – to kto określi, jaki wpływ na jego teraźniejszy trening miały wcześniejsze treningi rugby i sportów walki.
Gdy Alexey Voevoda wróci triumfalnie z lodowych rynien do stołu, czy zdoła ktoś sprawdzić na ile trening bobslejowy miał wpływ na jego formę w walce?
W kolejnym przykładzie sięgnę do rozmowy, którą odbyłem z Allenem Fisherem w 2001 roku. Allen jest dziś po pięćdziesiątce, był i jest wzorem sportowego stylu życia w każdym aspekcie. Idea zdrowego odżywiania pochłania go całkowicie. Wtedy nosił na szyi indiański woreczek z ziołowymi kapsułkami. Imponował rzeźbą muskulatury, ogromnym prawym przedramieniem, wielkimi dłońmi i długimi, silnymi palcami.
Długo rozmawialiśmy o jego sposobie trenowania. Nie mogłem uwierzyć, że trenuje tylko jeden raz w tygodniu. Upewniałem się, prosiłem jeszcze kilka osób o „uwierzytelnienie” mojego tłumaczenia, w końcu uwierzyłem. Allen powiedział tak: „Każdy organizm potrzebuje wiele czasu na regenerację. Jesteś takim, jakim uczynił cię Bóg, trening jest ważny, ale nie najważniejszy”.
Moja mizerna znajomość angielskiego nie pozwoliła na pogłębienie wątku pod tytułem „Wiara, a wyniki sportowe.” Nie mogłem też dopytać się - jakiego wyznania jest Allen. Natomiast w rozmowie uczestniczył też Ukrainiec, o którym wiedziałem, że jest prawosławny. On powiedział, że trenuje dwa razy dziennie, sześć dni w tygodniu. Do kwestii boskiej pomocy w treningach - odniósł się powściągliwie.
Dzień później obaj zajęli podobne miejsca na zawodach.
Już w 2001 roku mogliśmy już wydzielić dwie „szkoły treningowe”. Ciężką, objętościową, opartą na pracy z ciężarami, reprezentowaną głównie przez zawodników z Rosji, Ukrainy, Białorusi. Druga szkoła, nastawiona głównie na pracę przy stole ze sparingpartnerem i bardzo długich przerwach pomiędzy treningami, objawiła się nam przez kontakty z zawodnikami z „Zachodu”.
Czy można jednak traktować to jako zasadniczą różnicę pomiędzy treningami w Europie i USA? Chyba nie, myślałem wtedy.
Pojawił się John Brzenk i rozmowy z nim o treningu dały kolejny pretekst do rozważań. Po pierwsze - John też bardzo podkreślał rolę regeneracji.
Z czasem, po wielu długich spotkaniach udało mi się wyłonić kilka znaczących kwestii treningowych, które UWAGA! nie pojawiały się w rozmowach z zawodnikami „Wschodu”. Jakie to kwestie?
- Rola koncentracji podczas treningu. Każdy trening nie jest zwykłym „przerzucaniem ciężarów”, jest dążeniem do perfekcyjnego wykonania każdego ruchu i dania z siebie całych sił.
- Stąd bezpośrednio wynika rola regeneracji. Nigdy nie usłyszałem od zawodników z USA, że trenują dzień po dniu, lub dwa razy dziennie.
- Przewaga treningu przy stole, nad treningiem z ciężarami. Jeśli przy stole – to głównie z przeciwnikiem/partnerem. Na drugim miejscu dopiero treningi przy stole z zastosowaniem maszyn, gum, pasów, wyciągów.
Minęło kilka lat…
Miałem ostatnio możność zapoznać się z relacją naszego wysłannika do USA. Jak trenuje Todd Hutchings zapytałem? Dwa razy dziennie! Dzień po dniu! Teoria się załamała!
A tak naprawdę to trzeba brać pod uwagę jeszcze jedno. W jakim miejscu na świecie żyją konkretni zawodnicy i czy mają z kim trenować na co dzień.
Wiemy już, że w tym roku John Brzenk trenuje wspólnie z Toddem Hutchingsem i – jak to nazywa „innymi facetami
z Utah”. Czy Denis ma podobnych pomocników w Moskwie? Czy Andrey ma wokół siebie dobrych sparingpartnerów? Z tego co wiem, mieszka w niedużej miejscowości. Gdyby tam żył ktoś jemu podobny – na pewno wiedzielibyśmy o nim…
Jestem w kłopocie…
Z jednej strony wiem, że Armwrestling w krajach takich jak Rosja, Ukraina, Kazachstan (w krajach byłego Związku Radzieckiego) opiera się na potężnych podstawach. Dawniej Związek Radziecki rozwijał sport nie tylko dlatego, że miał ogromną liczbę utalentowanych ludzi. Tam i tylko tam rozwinięto prawdziwą naukę o sporcie. Świadczą o tym nie tylko potężne uczelnie sportowe, tak wielkie, że nasz warszawski AWF schowałby się cały w jednym tamtejszym wydziale, liczba pracowników naukowych w sporcie oraz liczba i dostępność fachowych publikacji.
Gdy sportowy Armwrestling rodził się w Rosji – dokonywał się akurat rozpad potężnego imperium. Wielu trenerów różnych dyscyplin, którzy funkcjonowali w dawnych strukturach państwa zostało bez zajęcia. Do nich, do trenerów Judo, zapasów, podnoszenia ciężarów – zwrócili się zawodnicy Armwrestlingu w poszukiwaniu metodyki. Stąd też dominacja krajów dawnego ZSRR w całej Europie.
Co jest po drugiej stronie Oceanu? Moim zdaniem w zakresie metodyki treningu… Niewiele.
Skąd się zatem wziął John „The Legend”, Todd i inni? Przecież oni nie studiują Armwrestlingu, nie piszą dysertacji, doktoratów i habilitacji!
Czy działa tu analogia do innej dyscypliny, w której przed laty starły się dwie szkoły: rosyjska i kanadyjska, czyli do hokeja? Może i tak! Szkoła rosyjska nastawiona była na wszechstronne szkolenie dla wszystkich takie same. W Kanadzie zaś dzieciaczki po prostu brały kije, zakładały łyżwy i zaczynały grać. W efekcie po kilku latach „konfrontacji” pomiędzy zawodowym hokejem z Kanady, a „amatorskim” z ZSRR – wszystko się wyrównało i przemieszało.
Czy tak też będzie w Armwrestlingu?
Raczej nie. Mimo, że kontakty sportowe na najwyższym szczeblu są już bardzo częste, to jednak ogranicza się to do kilkunastu osób, kilka razy rocznie.
Dlatego mam wrażenie, że w naszym sporcie, na najwyższym, profesjonalnym poziomie liczy się i będzie się liczyć konkretny zawodnik – sam w sobie, a kraj i kontynent, na którym trenuje będzie sprawą drugorzędną.
Na tym chciałem zakończyć moje rozważania.
Ale, właśnie przed chwilą, policzyłem sobie dorobek medalowy poszczególnych reprezentacji na Mistrzostwach Świata 2012, po dwóch dniach. Rosja zdobyła 38 złotych medali! Pozostałe kraje łącznie – 34 złote medale.
Czy te wyniki przełożą się na rezultaty NEMIROFF WORLD CUP 2012? Zobaczymy w listopadzie!
PeSzy