Odbyła się czwarta edycja prestiżowego turnieju ORAWA ARMWRESTLING CHALLENGE.
Wszystkie kategorie pucharowe seniorów, kategorie juniorskie, mastersów, OPEN oraz kobiet - dla obu rąk już po raz czwarty tradycyjnie rozegrano w Jabłonce. Organizatorem był Jakub Janczy wraz ze swoimi niedźwiedziami, które misiami przestały być już jakiś czas temu, ale o tym później.
Pula nagród turnieju, który tradycyjnie już miał być eliminacjami do Pucharu Świata, wyniosła blisko 20 tyś. zł.
Jak co roku do Jabłonki zjechało wielu wspaniałych polskich armwrestlerów z Janem Żółcińskim na czele. Tradycyjnie speakerem turnieju był Tomasz Szewczyk, sekretarzem – Piotr Szczerba, a sędzią głównym Mariusz Zbylut.
Pierwsze walki rozpoczęto w kategoriach juniorskich, w których już zawodnicy słowaccy oraz polscy dali popis swoich armwrestlerskich umiejętności.
Kilka walk zapadło mocno w pamięci nie tylko zawodnikom, ale także widzom.
Kategorię 63 kg ręki lewej zwyciężył Dariusz Wiśniewski, doskonały zawodnik wagi lekkiej, odnoszący w ostatnim czasie również sukcesy za Oceanem. Drugi był Damian Kotlarz, a trzeci Adam Adamov.
Sukces z ręki lewej na rękę prawą powtórzył Wiśniewski; za nim uplasowali się Damian Kotlarz i Damian Kuśnierczyk.
Pojedynek Mariusza Podgórskiego z Grzegorzem Pałaszewskim w kategorii 70 kg ręki lewej był tak zacięty, że wspólnie z Piotrem Szczerbą podczas walki typowaliśmy zwycięzcę tego starcia. A starcie finałowe trwało kilka ładnych minut i naprawdę ciężko było tu typować zwycięzcę. Widać było, że Grzegorz pod lewą rękę przygotował się fenomenalnie. Po ciężkiej walce jednak to Mariusz był górą.
Na rękę prawą ponownie zatriumfował Mariusz i tutaj nie dał się zaskoczyć żadnemu z przeciwników. Pewnie stanął na szczycie podium. Drugie miejsce zajął Grzegorz Pałaszewski, a trzecie Rastislav Kostov ze Słowacji.
W kategorii 78 kg ręki lewej spustoszenie wśród seniorów zrobił wychowanek Jakuba Janczy – starszy junior – Kamil Łaciak. W tle pozostawił takich zawodników, jak Dariusz Groch, czy Grzegorz Nowotarski.
Na rękę prawą Kamil Łaciak powtórzył swój występ z ręki lewej, ponownie zostawiając w tyle Grocha i Nowotarskiego.
Przypominam, że w Wilnie Kamil zdobył brązowy medal w swojej kategorii. Ten doskonale wyszkolony technicznie i bardzo silny junior z powodzeniem stawił czoła swoim starszym utytułowanym kolegom. Czy to już czas na zamianę warty? Myślę, że Darek i Grzegorz nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
Kategoria 86 kg ręki lewej nie przyniosła spektakularnych rezultatów. Wygrał Marcin Molenda swoim „prasującym przeciwników tricepsem”. Drugi był Paweł Gomola, a trzeci Jerzy Kwiatkowski. Co ciekawe - silny i szybki, jak pocisk Emil Wojtyra uplasował się dopiero na piątej pozycji.
Ręka prawa wyglądała już zupełnie inaczej. Emil Wojtyra swoim eksplodującym startem nie pozostawił złudzeń Piotrkowi Harkabuzikowi oraz Marcinowi Molendzie. Gomola na prawą zajął miejsce piąte. Warto wspomnieć, że Harkabuzik to kolejny junior z Niedźwiedzi Orawy mocno „mieszający” w kategoriach seniorskich.
Kategorię 95 kg ręki lewej zdominowali dwaj zawodnicy ukraińscy, którzy nie dali szansy naszemu rodakowi – Wojtkowi Piętakowi.
W tej samej kategorii na rękę prawą to właśnie Wojtek ze swoim błyskawicznym startem wyprzedził obu zawodników ukraińskich staczając kilka zaciekłych pojedynków w haku. Bardzo silny i szybki „Tytan” z Jaworzna w rezultacie nie dał szans ukraińskim zawodnikom.
Rezultat walk w kategorii +95 kg ręki lewej, z obecnością Janka Żółcińskiego nie był zbyt trudny do przewidzenia. Pozostawało jedynie pytanie, czy Janek zdążył się zregenerować w cztery dni po wyśmienitym występie w Bułgarii?
Jak się okazało na rękę lewą, nie zdążyli przeciwnicy - nawet mrugnąć powieką, gdy ich ręka znalazła się pod potężnym tricepsem warszawskiego „Pytona”. Drugie miejsce zajął Piotr Beberok, a trzecie Alex Kurdecha.
Plus na rękę prawą wcale nie był już tak pewny dla Żółcińskiego. Tutaj zauważalne było zmęczenie zawodnika z Warszawy, który dopiero co powrócił z ciężkich bojów w Bułgarii. W eliminacjach trafił na doskonale przygotowanego Michała Węglickiego i jego potężny hak. To zmusiło Janka do ponownego wykorzystania całości swojego potencjału, aby ruszyć hakiem rękę młodszego przeciwnika. Po sporym wysiłku włożonym w walkę Janek jednak wygrał z Michałem. Finał również należał do warszawskiego „Pytona”.
Kategoria Senior Men Left Open również została rozegrana pod dyktando Żółcińskiego. Drugi był Paweł Gomola, a trzeci Piotr Beberok. Bardzo dużym zaskoczeniem znowu stał się Kamil Łaciak, który odnalazł się w kategorii OPEN wśród starszych kolegów zajmując czwartą lokatę.
Open Prestige dostarczyło chyba największych emocji, pomimo tego, że wcześniej też ich nie brakowało. Niesamowicie zmotywowany Alex Kurdecha zasięgający porad od Marcina Lachowicza „przeskakiwał” jednego przeciwnika po drugim wchodząc do finału bez porażki. Zdołał pokonać (w paskach) również Janka Żółcińskiego, który z braku sił nie miał już możliwości przeprowadzenia skutecznego ataku broniąc się w pozycji przegranej; Alex natomiast był na topie. Janek w półfinale spotkał się z Michałem Węglickim. Po walce, którą Jan wygrał, jego przedramię było już tak spompowane, że odniosłem wrażenie, iż w finale Żółciński nie nawiąże z Alexem walki. Po chwili przerwy pomiędzy półfinałem i finałem tej kategorii, „Pyton” z Warszawy wykrzyknął głośno, że jest gotowy na finałową potyczkę z Kurdechą. I wtedy stało się coś, czego chyba nikt na sali już się nie spodziewał. Alex prowadzony przez Marcina Lachowicza przegrał z Żółcińskim oba finały. Eksplozja radości po stronie wygranego była nie do opisania. Przedramię Żółcińskiego wyglądało, jakby zebrała się w nim krew z całego ciała. Na twarzy odbierającego sporej wielkości puchar było widać grymas bólu. Jan tym samym udowodnił, że jest prawdziwym mistrzem. Cztery dni wcześniej stoczył walki z największymi fighterami świata, zajmując ostatecznie czwartą lokatę. Przyjechał do Orawy niezregenerowany, a jednak wygrał heroiczną wojnę z najlepszymi zawodnikami w Polsce.
Takie rzeczy to tylko w Jabłonce, na Orawa Armwrestling Challenge!
Podsumowując: Orawa Armwrestling Challenge to najlepiej zorganizowany cykliczny turniej w Polsce i z pewnością jeden z najlepszych w Europie. Do tego walki dostarczały kibicom i zawodnikom emocji nie mniejszych, niż podczas Nemiroff World Cup. Praca włożona przez Jakuba Janczego, znajomych i przyjaciół w organizację imprezy takiego formatu jest nieoceniona. Ponadto olbrzymie puchary, medale wielkością zbliżone do płyt kanalizacyjnych – (pierwszy raz takie widziałem) i nagrody finansowe sprawiły, że ten event stał się OBOWIĄZKOWĄ POZYCJĄ dla każdego armwrestlera.
P.S. Uważajcie na niedźwiedzie, bo nie wiadomo kiedy przestają być misiami...
Błażej Kuźniar