Niedawno Ania Mazurenko została przewodniczącą Komitetu Antydopingowego International Armsport Federation for Persons with Physical Disabilities (IAFPPD). Gratulacje! Ania deklaruje, że będzie się starała udostępniać wiedzę o substancjach zakazanych w sporcie wśród zawodników. Planuje opracowanie szczegółowego przewodnika, który odpowie na pytania: na co zwrócić uwagę w procesie przygotowywania się do zawodów, o czym trzeba wiedzieć i czego się wystrzegać, gdy jesteśmy chorzy i bierzemy leki.
Czeka Anię dużo pracy, a ja wtrącę kilka swoich uwag, dotyczących dopingu wśród zawodników naszego sportu, czy to „with Physical Disabilities” czy to „without”.
Nasz sport jest zbudowany na przyjaźni, wspólnej pasji i pracy wielu ludzi. Nie ma w nim wielkich pieniędzy. Największą wartością Armwrestlingu (specjalnie piszę wielką literą) jest to, że nie ma w nim dystansu pomiędzy zawodnikami, sędziami, działaczami. Nie ma oddzielonych władz, są w nich nasi koledzy, często przyjaciele. Dlatego nie wolno ich oszukiwać stosując zakazane środki dopingowe!
Powinniśmy zachowywać się, jak dżentelmeni. Na przykład podczas regat wioślarskich i nie pomagać sobie silnikiem. Wyobraźcie sobie, co by się działo gdyby podczas słynnych regat uniwersyteckich Oksford – Cambridge odkryto, że jedna z łodzi ma przymocowany silnik... Przecież nikt nie podałby ręki oszustom.
Po drugie – nie warto! Nagrody za medale nie są warte waszego zdrowia! I tu przejdźmy do zdrowia właśnie. Towar / koks szkodzi zdrowiu i nie ma co do tego wątpliwości! Argument, że „szkodzi mało”, że „biorę trochę”, że „stosuję środki osłonowe” są z sufitu wzięte!
Tylko jak przekonać młodych ludzi, że „to” naprawdę szkodzi? Publikacje? Ile można o tym pisać? Świadectwa osobiste? Podobnie jak w środowisku Anonimowych Alkoholików? „Ja, Piotr brałem koks i miałem takie napady agresji, że mogło się to skończyć tragicznie” - przekonałem Was? Chyba nie...
No to idźmy mocniej. 90% towaru, jaki jest na rynku jest oszukane! Nie jest tym, co na etykiecie. W najlepszym przypadku może być placebo. W gorszym – może zawierać substancje zanieczyszczone! W jeszcze gorszym – trujące. Czy Was przekonałem? Napiszcie!
Teraz inna sprawa. Kwestie prawne. W większości przypadków towar dostępny na rynku jest produkowany nielegalnie, lub/i podrabiany. Kupujący jest uczestnikiem nielegalnej transakcji. Oczywiście, nasze prawo nie przewiduje wielkich kar dla kupujących, ale nawet małe kary mogą się odbić na Waszej „kartotece” i napsuć wiele w dalszym życiu. Warto?
Podobnie jest, gdy kupujemy legalne lekarstwo, na przykład jakieś sterydy prosto z apteki. Współuczestniczymy w przestępstwie, bo „ktoś” wystawił nam receptę na lek, którego nie potrzebujemy, lub jakiś aptekarz przyjął taką receptę. Też niewielkie są za to kary, ale...
Kolejny argument – stosowanie koksu psuje, niszczy metodykę treningu! W normalnym, „czystym” cyklu treningowym możemy po analizie poprzednich – rokować przyszłe postępy i odpowiedni dawkować obciążenia. Gdy stosujemy nielegalne wspomaganie – wszystko się pieprzy i nie wiadomo „skąd” się biorą postępy w ćwiczeniach.
Ponadto... każda następna „kuracja” dopingowa MUSI być „mocniejsza” od poprzedniej. Organizm się przyzwyczaja i trzeba dosypać więcej. Zupełnie odwrotnie, jak w przypadku alkoholików – gdy z czasem wystarcza coraz mniejsza dawka, żeby osiągnąć stan upojenia.
Jak z tym walczyć?
Przede wszystkim trzeba mieć ideę! Trzeba być trochę błędnym rycerzem. Nieść kaganiec oświaty, mimo przeszkód! Mimo pewnej „zmowy milczenia”, która – według przedstawicieli polskiej komisji ds. zwalczania dopingu w sporcie – panuje w środowiskach sportów siłowych.
Jeszcze kilka uwag... Badania antydopingowe są konieczne. Powinno ich być więcej, powinny odbywać się częściej. Są relatywnie drogie, ale na to na razie nie ma rady.
Natomiast! Moim zdaniem kary za stosowanie dopingu po raz pierwszy – powinny być znacznie niższe. Na przykład dyskwalifikacja na kilka miesięcy. Rodzaj ostrzeżenia. Dopiero w przypadku drugiej wpadki – dłuższe, ale też nie bardziej, niż rok. Moim zdaniem dopiero trzecia wpadka powinna skutkować kilkuletnią dyskwalifikacją. Dlaczego tak sądzę? Wiele osób, szczególnie młodych ma wielkie zaufanie do swoich „trenerów” i często jest przez nich oszukiwana. „Trener” mówi, że jak przestaniesz się koksować na, powiedzmy, miesiąc przed zawodami to nie wpadniesz na kontroli. Zawodnik ufa i bierze, a potem wpada. Moim zdaniem – kilka, tylko kilka miesięcy kary to dość, żeby najadł się wstydu i zmądrzał.
Kolejna sprawa. Przeczytajcie na znakomitym portalu prawosportowe.pl o procedurach, które powinny obowiązywać w związkach i federacjach podczas postępowania przeciwko zawodnikowi. Powinno się zagwarantować zawodnikowi pełne prawo do obrony!
Ale... Moi Drodzy! Nie dajmy też sobie wrobić, że koks może się znaleźć w legalnych suplementach! Nie ma takiej możliwości! To są bajki! Rozmawiałem z wieloma producentami na ten temat. Ponadto! Jeśli stosujemy suplementy, które stosowane są w polskich związkach sportowych dyscyplin olimpijskich. To jest swego rodzaju „gwarancja”, bo olimpijczycy dość często poddawani są kontrolom.
Jeszcze jedno. Sama procedura kontroli powinna być mniej ostra. Nie może być tak, że zawodnicy po tym, jak schodzą z podium – są prawie aresztowani. To jest po prostu nieprzyzwoite, żeby człowieka któremu przed chwilą grano hymn jego kraju! Kontrola powinna być PRZED zawodami, a wyniki powinny ukazywać się jeszcze przed rozpoczęciem zawodów. Wiem, że to trudne, ale to jest obowiązek wobec zawodników – reprezentantów swoich krajów!
No i na koniec jeszcze dodam, co mnie w młodości powstrzymywało od koksowania. Bałem się, że wyłysieję.
I na tym właśnie polega zadanie, które postawiła sobie Ania. Działać tak, żeby wiedza o szkodliwości dopingu dotarła do sportowców na serio!
* Pisząc ten tekst opierałem się tylko na polskich realiach.
Pozdrawiam PeSzy