Był to 10. Puchar Polski Konstantego Królika.
Zdobyłem złoty medal, ale ja zwykle ze wszystkich Pucharów wracam z medalami – mówi Królik. - Moja technika, siła; wszystko idzie wzwyż. W sobotę poziom moich walk był świetny. Z nikim nie przegrałem, a zawodników miałem dosyć dobrych.
Rywalem Konstantego m.in. był Stanisław Gralak; panowie od lat dzielą się medalami.
Stasiu ma lewą rękę lepszą od mojej – twierdzi Królik. - Moja prawa zawsze była lepsza od jego i w sobotę nie dałem mu żadnej szansy na wygraną.
Jakub Janczy na tegoroczny Puchar przyjechał z grupą swoich „Niedźwiadków”. Dziś klub ten jest w polskiej czołówce i cały czas się rozwija.
Trenuje u nas ok. 50 zawodników – mówi Janczy. - Są to zawodnicy przeważnie z naszego regionu, ale także spoza. Pracuję jako nauczyciel w szkole i mam tę możliwość promowania armwrestlingu. Na tegorocznym Pucharze celujemy w drużynówkę, takie było nasze założenie.
Mariusz Grochowski już od pewnego czasu zajmuje trzecie miejsca. O czym to świadczy?
Że trzymam formę – twierdzi Grochowski. - Bo nawet jeśli to miejsce jest trzecie, to zawsze rywalizuję z najlepszymi. Tym razem byłem czwarty na prawą rękę w OPEN. W Polsce od pięciu lat jestem osobą, która stoi na podium. Ale jestem zadowolony, bo trafiam na dobrych zawodników. Niestety niedawno miałem operację , wyeliminowało mnie to z wielu treningów, mocno osłabiło, jednak - mimo wszystko ta czołówka jest. Gdybym dziś był w takiej formie, jak przez MŚ, to najwyższe podium OPEN byłoby moje.
Kiedy wobec tego zobaczymy Mariusza jako zwycięzcę Pucharu Polski?
Na pewno w przyszłym roku – zapowiada Mariusz. - Mam szansę następnym razem. Jestem jednym z polskich zawodników, który jako pierwszy zaczął przygodę z armwrestlingiem w Polsce. Jest szansa za rok. Tylko zawsze coś mi wypadnie, że nie mogę się na 100 proc. przygotować na taki turniej. Jednak pomimo, że mam trochę słabszą formę, to jednak nawiązałem kontakt z tymi wszystkimi zawodnikami, którzy stanęli na podium. Daje mi to mocną nadzieję, bo uważam, że jestem przygotowany na 60 proc, a czterdziestoma procentami można jeszcze wiele zrobić. Wiem, jak do tego podejść z racji doświadczenia. Dieta, odpowiedni trening i podejście psychologiczne są bardzo ważne. Na tym Pucharze czułem się w dobrej formie, tylko przesypiałem starty, co powodowało, że tak słabo wypadłem. Bo gdybym miał lepszy start, na pewno miałbym przewagę nad swoimi przeciwnikami. Starty to moja pięta achillesowa, ale wiem, że wszystko jest do nadrobienia.
Piotr Bartosiewicz rok temu zgarnął PP na prawą rękę. W tym roku wyprzedził go Michał Węglicki.
Nie uważam tego za spadek formy, wręcz przeciwnie – mówi Piotr. - Jeśli ktoś wciąż trenuje, jest 10 lat w tym sporcie, to ma za sobą takie doświadczenia, że czasem na zawodach będąc silniejszym osiąga gorsze wyniki, niż rok temu, gdy był słabszy. Trzeba to przeżyć i zrozumieć. Podobne sytuacje miały miejsce np. na Pucharze Świata Zawodowców. Poszło mi super, zostałem medalistą, a w kategorii OPEN przegrałem. A były też takie sytuacje, że na PŚZ było kiepsko, a wygrałem kat. OPEN, jak miało to miejsce w 2010 roku. Jeżeli jesteś w stanie to przeżyć, to nic cię nie zabije. Tak to już jest, że raz wygrywasz, raz przegrywasz i trzeba się nauczyć przegrywać. I to, że w tym roku przegrałem w OPEN nie było skutkiem spadku formy; przeciwnik też był mocny. Tabela tak się potoczyła, że musiałem iść trudniejszą drogą. Jedynie martwię się kontuzją. Mam nadzieję, że jest to delikatne zerwanie, do wyleczenia, bo dużo pracy włożyłem w przygotowania do Pucharu Świata Zawodowców. Na pewno co by się nie stało z ręką, będę startował.
Sławomir Głowacki wygrał w mastersach i seniorach.
Jestem zadowolony – krótko komentuje Głowacki. - W mastersach zająłem 1 miejsce, gdzie stoczyłem fajne walki. Potem walczyłem w seniorach, gdzie byli mężczyźni dużo młodsi ode mnie, a udało mi się zająć 2. miejsce. Po dosyć wyrównanych walkach z Alexem Kurdechą przegrałem. Wydaje mi się, że osiągnąłem cel, który zamierzałem osiągnąć, także jest dobrze.
Dlaczego nie zobaczyliśmy Sławka jako zwycięzcy OPEN?
Gdybym może nie startował w dwóch kategoriach i nie odbył tylu ciężkich walk, może byłoby lepiej w OPEN – zastanawia się Głowacki. - Ale po prostu przyszło zmęczenie ręki i już niestety musiałem odpuścić.
Dawid Bartosiewicz wrócił niedawno z armfightu w Las Vegas. Tam nie dał rady Eduardo Tiete; z polskimi zawodnikami poszło mu zdecydowanie lepiej.
Porównujemy dwa różne formaty – mówi Dawid. - Armfight to walka 6-cio rundowa wymagająca większej wytrzymałości. Tutaj jest system turniejowy do dwóch porażek; są dłuższe przerwy między walkami, można się zregenerować i do każdej walki startować na 100 proc. możliwości. Co było niemożliwe na Vendetcie w Vegas.
Marlena Wawrzyniak jak zwykle zdobyła tytuł najsilniejszej Polki zarówno na prawą, jak i lewą rękę.
Jestem bardzo szczęśliwa – mówi Marlena. - PP jest prestiżowymi zawodami, gdzie kategoria OPEN wyznacza najsilniejszego Polaka i najsilniejszą Polkę. Tym większa jest moja satysfakcja i spełnienie, kiedy po raz ósmy bronię tego tytułu, a jeszcze większe szczęście, kiedy moje zawodniczki Marta i Milena stoją tuż obok mnie.
Patrząc na walki Marleny Wawrzyniak odnosi się wrażenie, że wygrana przychodzi jej bardzo łatwo. Czy nie marzy o zawodniczce, która dałaby jej w kość?
Łatwo, niełatwo... - zastanawia się Najsilniejsza Polka. - Do walk podchodzę bardzo profesjonalnie, szanuję każdą przeciwniczkę. Ale tak, mam nadzieję, że doczekam się – bo jak zawsze mówię najważniejsze jest zdrowie – że takie zawodniczki się pojawią. Mam też nadzieję, że rok 2016 będzie najszczęśliwszym, spełnieniem mojej całej przygody sportowej, jeśli chodzi o złoto Mistrzostw Świata.
Marta Opalińska, której trenerką jest Marlena Wawrzyniak, z Malezji wróciła z brązowym medalem. Na PP zdobyła srebro, teraz przygotowuje się do Pucharu Świata Zawodowców.
Myślę, że są jakieś szanse na zdobycie dość dobrego miejsca, choć Puchar Świata Zawodowców to światowa klasa, jeden z najlepszych turniejów na świecie – uważa Marta. - Przyjeżdżają świetne zawodniczki, bardziej doświadczone i cięższe ode mnie, ale staram się dobrze przygotować. Nie zrobiłam sobie dużej przerwy po MŚ w Malezji, więc myślę, że powinno być dobrze. Ciężko jest ocenić szanse, bo nie wiem, kto przyjedzie, ale czuję się dobrze na lewa rękę, na na którą zdobyłam brąz. Nie mnie oceniać swoje szanse medalowe, ale myślę, że będzie dobrze.
Artur Głowiński to weteran armwrestlingowych walk. Ze śmiechem wspomina swój pierwszy Puchar Polski.
To było chyba w klubie Tornado, nie pamiętam już, który to był rok – opowiada Artur. - Kolega mi pokazał plakat mówiąc: zobacz, tyle lat się siłowałeś po pubach, dyskotekach, nigdy nie przegrałeś. Tu jest jakiś PP, może byś się przejechał? A ja mówię: pewnie! I pojechałem! Zająłem 3 miejsce w kat. 100 kg i przez to, że zająłem 3 miejsce zacząłem ten sport uprawiać. Bo jakbym wygrał, to pewnie pojechał bym do domu i więcej nie przyjechał na zawody.
Głowiński od lat jest w ścisłej trójce polskiego siłowania na rękę.
Najwięcej mam pierwszych miejsc – mówi. - W sobotę na prawą rękę byłem trzeci, po raz pierwszy od jakiegoś czasu. Ale tutaj zaważył termin Pucharu, przesunięcie o miesiąc. Wielu zawodników nie przyjechało, bo nie było w dostatecznej formie. Termin przypadał zwykle na koniec listopada - początek grudnia, a 3 tygodnie nieraz wystarczą, żeby wstrzelić się z formą.
Jak Głowiński czuje się w otoczeniu nowych zawodników?
Ja się bardzo cieszę, jak są nowi zawodnicy – twierdzi Artur. - To są nowe wyzwania. Fajnie, jak się z nimi czasami przegra, później znowu dołoży i pokazuje, że jednak doświadczenie swoje robi. I że jednak nie jesteśmy takimi weteranami, że tylko fotel, pilot i telewizja. Ze jeszcze możemy ćwiczyć i wygrywać.
Na tegorocznym PP na koszulkach zawodników ze Złotego Orła Choszczno znalazło się zdjęcie Wiesława Łąckiego, niedawno zmarłego na ciężką chorobę.
Wiesław Łącki był prywatnie moim teściem i prezesem naszego klubu. Dzięki niemu, z jego inicjatywy powstał nasz klub. Gdyby nie on prawdopodobnie większość rzeczy by się nie wydarzyła i tylu zawodników by nie było. On przyciągał do siebie ludzi. Zmarł za wcześnie. Wszyscy go lubili, kochali, dlatego chcieliśmy ten Puchar zadedykować jemu. Każda walka stoczona przez naszego zawodnika była ku jego pamięci. Ten Puchar był dla niego.
Wiesława Łąckiego uczczono także nietypową minutą ciszy. W tym czasie zawodnicy zamiast stać w milczeniu, skandowali imię zmarłego działacza sportowego.
Życie jednak toczy się dalej i armwrestlerzy walczyli do upadłego. Jednym z faworytów Pucharu okazał się Michał Węglicki, który pierwszy raz w swojej sportowej karierze (na prawą rękę) wygrał Puchar Polski. Przedtem jednak musiał stoczyć ciężką walkę z braćmi Bartosiewicz.
Rok temu byłem drugi, dwa lata temu chyba trzeci na lewą. Dokładnie już nie pamiętam – opowiada Michał. - Walki z braćmi Bartosiewicz były bardzo trudne, a szczególnie ciężka z Piotrkiem. To była jedna z najtrudniejszych walk w mojej kategorii. Piotrek bardzo się wzmocnił, ja też. Z Piotrkiem jeszcze nigdy nie wygrałem, dlatego jestem bardzo zadowolony z wyniku. Trochę się dogadaliśmy, żeby nie tracić sił i zostawić je na OPEN. Piotrek jednak musiał odpuścić, pod koniec osłabł, miał ciężkie pojedynki. Coś mu się stało z przyczepem. Dawid też był bardzo silny. W pierwszym pojedynku o wejście do finału trochę go zlekceważyłem, dałem się naciągnąć i słabo trzymałem. Dawid okazał się jednak dużo silniejszy, niż myślałem. Ciężko było wygrać, ale w finale już wiedziałem, jak z nim zawalczyć, Jednak to byli najtrudniejsi zawodnicy na tych zawodach plus Alex. Reszta już trochę odstawała.
Michał jest nie tylko armwrestlerem, ale startuje również w strongmenach.
Przygotowując się do siłowania na ręce nie odstawiam całkowicie elementów treningu strongmena – mówi Weglicki. - Pewne elementy łączę, a inne odsuwam. Teraz np. przygotowując się do PP odstawiłem całkiem nogi i plecy, żeby nie nabijać wagi. Ze 100 kg musiałem schodzić na 95 kg. Z kolei jeśli trenuję pod strongmena, to trenuję na mniejszych ciężarach, żeby ręce się wyleczyły. To nawet dobrze się łączy. Gdy przychodzi czas na przygotowania do armwrestlingu to ręce są lepiej przystosowane do większych ciężarów.
Drugi najsilniejszy Polak 2015 roku to Alex Kurdecha, który po raz drugi z rzędu (na lewą rękę) zdobył Puchar Polski. Jak tłumaczy tajemnicę swojego sukcesu?
Zawsze wspiera mnie moja dziewczyna, dlatego staram się pokazać siebie tylko z najsilniejszej strony – śmieje się Alex. - Kiedy podchodzę do stołu, daję z sobie wszystko. Wszystko, co zależy ode mnie zawsze staram się zrobić jak najlepiej. Nie lubię przegrywać, kiedy moja dziewczyna patrzy. I to jest mój sekret.
Przepis Kurdechy na zwycięstwo to siła plus technika.
A jak jeszcze do tego gdzieś już walczyłeś w innych sportach lub robiłeś coś ogólnorozwojowego, to musisz wiedzieć, jak skorzystać z tej siły – uważa Alex. - Jeżeli masz siłę i potrafisz z niej skorzystać to jesteś osobą która może walczyć w armwrestlingu i wygrywać.
Teraz Kurdecha przygotowuje się do swojego pierwszego Pucharu Świata Zawodowców.
Najpierw traktuję to jako doświadczenie. Poznam najsilniejszych zawodników świata, sprawdzę ich siłę, a następnie porównam ją ze swoją i będę dążył do ich poziomu, walczył z nimi i wygrywał – planuje Kurdecha.
Marcin Lachowicz jest trenerem obydwu zwycięzców tegorocznego PP – Michała Węglickiego i Alexa Kurdechy.
Michał stoczył w sobotę świetne pojedynki – podsumowuje Lachowicz. - Miał bardzo mocnych przeciwników: Piotrka Bartosiewicza, Dawida Bartosiewicza i Aleksa. Przyjechało tu wielu utalentowanych zawodników. Myślę, że Michał był w swojej życiowej formie. Na ubiegłorocznym Pucharze też osiągnął niezły wynik, był drugi. Dobrze przepracował okres przygotowawczy, wyciągnął wnioski i zastosował kilka nowych technik, które umożliwiły mu zwycięstwo na tym Pucharze. Jeśli chodzi o Alexa to tutaj widać było ogromną przewagę, jaką miał nad przeciwnikami. Myślę, że jest jednym z najlepszych zawodników w swojej kat. wagowej. Na rękę lewą zabrakło Janka Żółcińskiego, a byłaby to fajna konfrontacja. Niestety nie mieliśmy okazji jej zobaczyć, ale wiem, że ich siły są porównywalne. To jest bardzo wysoki poziom, jeśli chodzi o czołówkę polskiego armwrestlingu; także patrząc na ewentualne wyniki na Złotym Turze.
Kurdechę i Weglickiego będziemy mieli okazję zobaczyć przy stole na Pucharze Świata Zawodowców.
Obydwaj wystartują w bardzo trudnych kat. wagowych 95 kg i + 95 kg – mówi Lachowicz. - Myślę, że tutaj lewa ręka Alexa może zaskoczyć wielu zawodników, nawet tych ze światowej czołówki. Wiele też będzie zależało od dyspozycji w danym dniu, ale myślę, że obaj są w stanie zająć miejsce w pierwszej trójce, czwórce tych zawodów.
Poziom Pucharów Polski rośnie z roku na rok.
Zawodnicy coraz lepiej znają zasady i reguły, jakie obowiązują w armwrestlingu, mają też pod tym kątem większą świadomość – podsumowuje PP w Krotoszynie sędzia Monika Duma. - Dlatego też jest mniej protestów, zawodnicy lepiej ustawiają się przy stole, rosną ich umiejętności. Przykładem może być Michał Węglicki, który zaskoczył nas w sobotę pierwszym miejscem w kat. OPEN.
Iza Małkowska