Aleksander, jak wam poszło na Węgrzech?
Alexandar Jakovac: To był dla nas dobry turniej, dobry start. Przyjechaliśmy w piętnaście osób i osiągnęliśmy dobre wyniki. Szczególnie wyróżnienie należy się naszemu „ciężkiemu” To Andrija Raguž. Młody facet, trenuje od 9 miesięcy. Nie oczekiwaliśmy, że zajmie pierwsze miejsce.
Łącznie mamy dziewięć medali. Dwa srebra Drazen Kogl, dwa brązowe Valentino Hegol w niepełnosprawnych oraz złoto i brąz wspomnianego już Andrija Raguž. Marijan Harča zdobyła złoto i srebro. Jasenko Miletić – brązowy medal.
Jesteśmy zadowoleni, bo przecież nasza federacja ma dopiero siedem lat. Dorobiliśmy się 11 klubów, w których trenuje 200 – 250 zawodników.
Takie imprezy pomagają nam osiągnąć wyższy poziom. Na przyszły rok przyjedziemy w jeszcze większym składzie. Może uda nam się wystartować w składzie większym o 5 – 10 osób.
Która walka na „Judgement day” podobała się tobie najbardziej?
Alexandar Jakovac: Z naszych to powiem o zawodniku, który nazywa się Drazen Kogl. Walczył z z zawodnikiem Rumunii Alinem Tudorem w kategorii 75 kg. Nasz zawodnik ma 48 lat. Alin ma siedemnaście! To pokazało, że w armwrestlingu wiek nie ma znaczenia.
Jakie plany na przyszłość macie jako federacja?
Alexandar Jakovac: Mamy śmiałe plany. Ja wybieram się na Puchar Azji. Nasi zawodnicy wystartują we Włoszech. Będziemy też mieli krajową serię Armfightów.
No i kolejno… oczywiście „Złoty Tur”! Dla nasz to „Numer Jeden” na świecie i obecność w Polsce traktujemy, jako zaszczyt.