Szczęśliwi ci, którzy trenują po piwnicach i garażach w dobrze dobranym gronie fanatyków! Dziś nie o armwrestlingu, ale o ogólnie o trenowaniu, bo przecież wielu z nas trenuje lub pracuje w fitness klubach i pewne rzeczy widzi na co dzień. Szczęśliwi ci, którzy trenują w piwnicach, w garażach i nie stykają się z tymi zjawiskami. O tych zjawiskach na początku, a potem już o armwrestlingu. Zapraszam więc!
Kiedyś państwo strzegło, jak źrenicy oka wszelakich uprawnień zawodowych. Nie można było ot tak sobie zostać na przykład przewodnikiem wycieczek po danym mieście, taksówkarzem, prywatnym detektywem czy fryzjerem. No i, co nas najbardziej interesuje, trenerem w sporcie! Potem przyszło tak zwane „uwolnienie” dostępu do określonych zawodów. A teraz? A teraz mam wrażenie, że historia zatacza nieco obłędne koło. I do tego, że jest to koło kwadratowe.
Obrazek z wczoraj:
Typowy klub fitness, pani około lat trzydziestu, bardzo, bardzo, ale to bardzo szczupła, delikatnej i naprawdę „lekkiej” budowy, zero zarysu mięśni. Kątem oka widzę, jak bardzo ambitnie wykonuje ćwiczenia z dość dużymi ciężarami. Myślę sobie najpierw, że to jakaś zawodniczka, może na przykład z short track bo tam są takie nieduże kobitki. Ale potem widzę, że nad nią, dosłownie „nad nią” stoi „Trener Personalny” z… z książką w ręku, otwartą i – UWAGA! - jest to książka o treningu fitness! Po każdym ćwiczeniu, które wykonywała ta pani, Trener Osobisty przewracał kartkę i dyktował następne ćwiczenie. Sam to widziałem na własne oczy!
Pan „Trener Personalny” miał oczy szczeniaka, który zesikał się na dywan w salonie. Pani – dzielnie ćwiczyła bardzo skomplikowane „układy” naprawdę wielostawowych ćwiczeń, paplając przy tym radośnie. Pomyślałem sobie, że chyba nie tak powinien wyglądać trening „personalny”, ale… może czegoś nie wiem?
Potem skojarzyłem tą sytuację z… Nie zgadniecie! Z wolnością! Tak, z wolnością gospodarczą! Skoro nie ma już państwowej regulacji co do niektórych zawodów, to „Trenerem Personalnym” może zostać każdy, po dowolnym kursie, szkoleniu czy nawet przez kurs korespondencyjny w internetowej przestrzeni. Szkołę trenerów personalnych może założyć… każdy. Podobnie, jak firmę wożącą przesyłki i udającą pocztę.
Czy to źle, czy dobrze?
Mógłbym Was z tym pytaniem zostawić, licząc na kolejną fajną dyskusję na grupie Armwrestling Team Poland… Ale to nie w moim stylu! Polecam więc artykuł z ulubionej i często przywoływanej strony prawosportowe.pl
Usiądźcie wygodnie i spróbujcie przeczytać tytuł:
„Zintegrowany System Kwalifikacji szansą dla polskiego sportu? Opis kwalifikacji rynkowej.”
Dobre? Mnie się spodobało. Osobom bardzo ambitnym polecam przeczytanie całości, a dla mniej wytrwałych spory cytat:
„Jednolity system uporządkowania kwalifikacji oraz ich certyfikacji ma wspierać osoby dążące do stałego rozwijania własnych umiejętności. Osoby takie będą mogły ubiegać się o potwierdzenie certyfikatem jakości świadczonych przez nich usług. Niezbędnym warunkiem jest jednak istnienie kwalifikacji wcielonych do ZSK. W świecie sportu takowych jeszcze nie włączono, jednak podejmowane są liczne kroki świadczące o szczególnym nadzorze i chęci pobudzenia procesu ujednolicenia kwalifikacji rynkowych w polskim sporcie. Przed różnymi instytucjami pojawia się zatem możliwość uczestniczenia w pracach zapewniających umiejętnościom rynkowym określone standardy, ich certyfikowanie oraz zewnętrzne zapewnianie jakości jednostkom certyfikującym. Pierwszym krokiem, który należy wykonać w obszarze sportu jest właściwe opisanie kwalifikacji rynkowych i w konsekwencji ich włączenie do ZSK.”
To fragment, a na końcu jeszcze taki akapit:
„Procedura opisania kwalifikacji rynkowej jest wysoce sformalizowana ze względu na rangę i istotę całego przedsięwzięcia. Jego zasadniczą rolę podkreśla stałe dążenie do poprawy porządku prawnego leżącego u podstaw ZSK, skutkujące kolejną nowelizacją uzsk, która wejdzie w życie 1 września 2019 r. Odrębne działania pobudzające aktywność podejmowane są również w świecie sportu, gdyż zaangażowane podmioty dostrzegają ogrom pozytywnych skutków całego przedsięwzięcia.”
Daliście radę?
Ja poszedłem na skróty i zadzwoniłem do znajomego, który współdziała na tej stronie z prośbą o krótkie wyjaśnienie sensu.
Oto co mi powiedział:
Piotrek chodzi o to, żeby był jednolity system kształcenia.
Ja na to: Jednolity? Jak za „komuny”?
On na to: Nie, ale, żeby nie było że trener personalny robi kurs przez Internet, w innej szkole w cztery godz zajęć a w innej 60 i egzamin. Chodzi o to, żeby określić co naprawdę taki trener musi umieć i ile zajmie nauczenie tego. Oraz na przykład jak powinien wyglądać egzamin.
Tyle mój znajomy.
Panie i Panowie!
Dokąd to zmierza? Mamy wysyp trenerów przebierańców, którzy czasami robią ludziom krzywdę a często w niczym im nie pomagają. Ale! Ale, Panie i Panowie, mamy w tym właśnie ową wolność! Wolność gospodarczą i wolność wyboru! Bo przecież szukając trenera personalnego każdy może zdać się na pierwszą, lepszą osobę z ogłoszenia. Ale może też prześledzić dokładnie jakie dana osoba ma kwalifikacje i czy na przykład ma papiery z czasów, kiedy kursy prowadzono jedynie „na licencji” Ministerstwa Sportu i były to uprawnienia „państwowe”. Można to naprawdę sprawdzić. Więc wolność wyboru istnieje! Wolność dla tych, którzy wybierają.
Podam inny przykład!
Można wybierając fryzjera pójść tam, gdzie najbliżej. Ale można też sprawdzić, jakie zakłady fryzjerskie w moim mieście są najstarsze i czy są tam mistrzowie, którzy mają poważne, „państwowe” papiery. Ja na szczęście mam to dosłownie z głowy, ale Was zachęcam do dyskusji.
Czy i jaka „wolność” nam jest potrzebna?
Niech żyje wolność? Wolność i swoboda?