Robert Kucza - „Będę Mistrzem Świata!” >>>

Robert Kucza - „Będę Mistrzem Świata!” # Siłowanie na ręce # Armwrestling # Armpower.net

Musieliśmy pogadać chwilę z Robertem, choćby po to żeby wspomnieć jego przyjaciela a mojego dobrego znajomego – Piotra „Kowala” Kowalczyka, który niedawno odszedł do lepszego świata. Fajny był z niego Gość i Wielki Trener. Będziemy go jeszcze długo wspominać.

()

Aby jednak nie było aż tak refleksyjnie, zaczniemy od historii pewnej maskotki, która nazywa się Tosia lub Tośka. Wspomniany Piotr Kowal wręcz nakazywał, żeby towarzyszyła Robertowi na każdym treningu i zawodach. Tak to i Tośka zwiedziła cały świat....

Robert pokazał się w zeszłym roku na Mistrzostwach Polski w Cieszynie, gdzie był trzeci na lewa rękę. W tym roku na Mistrzostwach Polski, które odbywały się w Warszawie i zajął czwarte miejsce w masters 80 kg. Wyprzedzili go doświadczony Mariusz Chodyna, „Powracający” Zbigniew Chmielewski i Bogusław Burys. Za nim uplasowało się wielu bardziej doświadczonych zawodników. Na lewą też był czwarty. Startował w barwach Hands Of Stone, ale bezpośrednio przygotowywał go Krzysztof Tur.

Na niedawno zakończonym Pucharze Polski wyniki już znacząco poważniejsze. Srebro na prawą w masters 80 kg oraz... UWAGA! Złoto na lewą. Za Robertem – nieco rozczarowany (ale o tym później) – Wiesław Podgórski, od którego zaczęła się przygoda Roberta z armwrestlingiem.

Zatem było tak...

Robert i jego żona szukali konkretnej ryby, jako składnika konkretnej potrawy na Święta Wielkanocne. A, jeszcze do tego Robert szukał trenera przygotowania fizycznego, ale o tym (jak zawsze) później. Wróćmy do konkretnej ryby, której nie było w całej Warszawie poza Halą Mirowską, na stoisku Wieśka Podgórskiego. No i było tak...

Robert: Patrzę, stoi facet wielki, żylasty, łapy jak bochny chleba, bez kija nie podchodź... Myślę – zapaśnik (tu zgadł, bo Wiesław ma za sobą długą karierę w zapasach), może bokser. Za nim w tle medale. No i zaczęła się rozmowa i dowiedziałem się, że Wiesław i Mariusz zajmują się armwrestlingiem. No i od tego momentu zacząłem trenować z Wieśkiem i Mariuszem w ich siłowni w piwnicy na Bemowie. Zajebiste miejsce, z klimatem. Próbowałem startów...

Pierwszy start na turnieju w Markach i od razu brąz, potem przez kilka lat Mistrzostwa Polski i Puchary Polski, ale ciągle bylem gdzieś siódmy czy piąty. Miałem niedosyt bo czułem, że mogę więcej, nie wiedziałem tylko jak to zrobić. Przez Wieśka poznałem Krzysztofa Tura i klub „Pyton" - w sumie legenda i klub, i trener (sam fakt ze wychował sześciu mistrzów świata, a sam jest mistrzem świata w trójboju siłowym).

Nie bardzo mi to wychodziło i po kilku latach zdecydowaliśmy, że trzeba coś zmienić.

I tak to Wiesław poznał mnie z Krzyśkiem Turem i wszedłem do legendarnego klubu „Pyton”. Krzysiek ocenił moje predyspozycje i wyglądało to tak, że w jednej ręce miał filiżankę z kawą a drugą trzymał mnie i nic nie mogłem zrobić. Tak zaczęła się nasza współpraca. Od ponad dwóch (w styczniu będzie nawet trzy) lat Krzysiek jest moim trenerem i przyjacielem. Praktyk z doświadczeniem i wielką wiedzą o sporcie. Każdy trening jest na maxa, dzień w dzień, bez taryfy ulgowej. Każdemu życzę takiego trenera. Jestem wdzięczny losowi ze go poznałem.

 

Czym jest dla ciebie armwrestling?

Robert: To już teraz mój świat, moja rodzina, moi przyjaciele, jak właśnie KRZYSIEK, Wiesław, Darek Suzos, Alex Kurdecha i wielu innych...

Twoja kariera sportowa nadal trwa, ale twoje początki – nie były chyba jakoś szczególne?

Robert: Jeszcze w podstawówce, jako jedyny topiłem się na basenie podczas zajęć z pływania. Trener wrzucił mnie na środek i przytapiał tyczką... Wołał, że nauczy mnie pływać... I nauczył! Umiem i kocham pływać. Teraz jeszcze nurkuję, kocham freediving. No, a do tego mój tata – kiedyś boksował, więc i mnie uczył boksu. Kolejno nauczyciel wychowania fizycznego – Janek Słopecki – prekursor ju jitsu w Polsce...

Dalej poszło to tak – trener Ryszard Jóźwiak i Viet Vo Dao, Grzegorz Krauze – Kempo, z Andrzejem Kaliszem – chiński boks, kolejno sanda. Wreszcie trafiłem pod skrzydła Piotra Siegoczyńskiego i jeszcze później nieodżałowanego Piotra „Kowala” Kowalczyk i do savate.. On mnie stworzył z nim zacząłem wygrywać

Już w organizacji WKA. Teraz... wciąż startuję i mierzę w mistrzostwo świata. Kurde mam 41 lat... zdrowie dwudziestolatka i plany na wiele lat...coś jak Bernard Hopkins mój wielki idol sportowy.

Skąd przezwisko Robert de Zoo?

Robert: Uwielbiam komiksy Papcia Chmiela i dlatego. Wielu znajomych mówi, że jego Tytus to „jakby ja”...

Co chcesz osiągnąć w armwrestlingu?

Robert: Mistrzostwo Świata.

Mocno...

Robert: Sport mnie nauczył, że to walka z samym sobą, ze swoimi słabościami, to bycie lepszym, niż dzień wcześniej. Więc idę tą drogą i mam plany!

Wróćmy jeszcze na chwilę do Tośki...

Robert: Na początku robiła za zagłówek w samochodzie, pociągu, samolocie, potem już siłą rzeczy na treningi i zawody. Zdobyła ze mną kilka medali M. Europy w kickboxingu WKA, biegała w masowych biegach. Pokazała się w kilku telewizjach, między innymi rosyjskiej i japońskiej. Oczywiście w koszulce z orłem.

Dzięki za rozmowę...

Robert: Pozdrawiam Krzyśka i dzięki za przygotowanie!

Rozmawiał:

PeSzy

Na zdjęciu Robert i Piotr Kowal Kowalczyk