Paweł Gawenda: Witaj Mieczysławie! Jesteś jednym z debiutantów na obecnym Pucharze Polski. Niedawno na Mistrzostwach Polski Amatorów zdobyłeś dwa złote medale oraz jeden srebrny. Teraz odważny skok do przodu, czyli start wśród profesjonalistów i dwa srebra! Jakie są Twoje wrażenia po pierwszym zawodowym starcie?
Mieczysław Fijał: Cześć. Tak, w zeszłym miesiącu bardzo sprawnie i ze sporym zapasem siłowym wygrałem Debiuty na prawą rękę w swojej kategorii i w open. Lewa ręka od czerwca, z powodu odniesionego urazu nie była trenowana zbyt intensywnie, ale udało się zdobyć srebro. Rozsądek podpowiadał odpuszczenie open, wiec tak zrobiłem. Po zawodach dopadł mnie jakiś wirus, plus stany zapalne będące następstwem po startach i przez trzy tygodnie walczyłem trenując na 50%. Podjęliśmy jednak z Danielem decyzję o starcie na Pucharze Polski zawodowców. Udało się na ostatnią chwilę zregenerować i pojechałem. Mój start od początku miał za zadanie zdobycie doświadczenia i poznanie technik, oraz poziomu zawodników. Wiedziałem, że poziom będzie bardzo wysoki i wiedząc, że siłę mam sporą, to zdawałem sobie sprawę z braków w technice i mikrego doświadczenia. Na pewno miałem trochę szczęścia w losowaniu, ponieważ wygrane pojedynki miałem z zawodnikami, których dłoń mi pasowała lub znałem technikę jaką się posługują oraz też bardzo sprawnie wchodziłem w czas po komendzie, a to już spora przewaga. Wszyscy zawodnicy byli silni i niebezpieczni bez porównania do poziomu jaki był w zeszłym miesiącu w Warszawie na Debiutach. Za to walka finałowa uświadomiła mi ile mi brakuje do najlepszego. Jak widać pójście za ciosem się opłaciło i wywalczyłem dwa srebra, co dało mi porządnego kopa do dalszych treningów i chęci rozwoju. Jadąc do Redy, nie myślałem, że tak wysoko zajdę i pokonam kilku bardzo doświadczonych i utytułowanych zawodników po 15 miesiącach treningu.
Paweł Gawenda: Udało Ci się pokonać takich zawodników jak bardzo doświadczeni Mariusz Grochowski czy Kamil Jabłoński, ale też uległeś sporo lżejszemu Sławkowi Malasowi. Jak wspominasz te walki?
Mieczysław Fijał: Jeśli chodzi o walki w mojej kategorii to z Mariuszem Grochowskim spotkałem się przy stole cztery razy, po dwa razy na każde rękę i wygrałem. To jeden z tych zawodników, których ręka mi dobrze leży, a przed startem dzięki temu, że dość mocno naciągał i czułem opór wiedząc dodatkowo, że idzie techniką na górę byłem gotowy i ciężko przespać start w takiej sytuacji. Rozmawialiśmy później i mówił mi, że moja ręka jest dla niego niewygodna anatomiczne. Z Kamilem Jabłońskim miałem tylko jedna walkę na lewą rękę. Widziałem wcześniejsze jego walki i widziałem jak bardzo dynamicznym i silnym jest zawodnikiem. Na starcie uderzył szybko, ale w bok dając mi możliwość obrony w hak. Nie zaspałem, zareagowałem automatycznie i szybko wyciągnąłem jego rękę w pozycję korzystną dla mnie. Mam bardzo silny biceps zwłaszcza na kącie rozwartym i tylko dlatego udało mi się odeprzeć jego atak. Rozmawialiśmy po walce i zarówno ja, jak i on stwierdziliśmy, że gdyby zastosował technikę bardziej na siebie, to mogło by się to inaczej zakończyć. Mój nadgarstek nie jest jeszcze tak mocny co dało się zauważyć w walce finałowej jak i open z dużo lżejszym Sławkiem Malasem, gdzie popełniłem klasyczny błąd żółtodzioba i zlekceważyłem trochę przeciwnika, którego walk wcześniejszych nawet nie widziałem. Sławek nie naciągał, myślałem, że chce iść w hak, więc postanowiłem zmienić game plan i pójść techniką hakową od razu, bo w niej czuje się najlepiej. Zaspałem start, Sławek poszedł błyskawicznie w górę, a ja nie miałem szans na obronę. Gdybym miał możliwość powtórki, to na pewno nie zmieniałbym systemu, który działa. W open już wielu udowodniło, że waga i siła to nie wszystko. Liczy się doświadczenie i refleks, który jest zawsze lepszy u lżejszych przeciwników. Moje wnioski, to timing i nadgarstek do poprawy, które mam nadzieję niebawem systematycznie wzmacniać po trochu. Każda walka to cenna lekcja, więc nie traktuję przegranej jako porażki, tylko jako możliwość wyciągnięcia kolejnych wniosków, bo tylko na błędach własnych możemy czegoś się nauczyć.
Paweł Gawenda: Jakie są Twoje ambicje sportowe oraz najbliższe plany startowe?
Mieczysław Fijał: Marzy mi się poziom światowy i na pewno do niego będę dążył, jednak to nie jest prosta dziedzina prócz samej siły i technik, jest jeszcze wiele innych aspektów do spełnienia z czego główny to brak poważnej kontuzji. Znam swój organizm i wiem, że ciężko pracując jestem w stanie cały czas się rozwijać i poprawiać swoje słabe strony, bo zawsze dążę do perfekcji. Tak samo było z kulturystyką w której sporo osiągnąłem w krótkim czasie. Jestem pewien, ze jeśli uda mi się poprawić nadgarstki i technikę, to za jakieś 2-3 lata będzie mnie ciężko zatrzymać, tym bardziej, że będę miał dużo większe doświadczenie. Co do startów, to obecnie chciałbym odpocząć trochę i wyluzować z treningami, bo muszę lewy nadgarstek doprowadzić do dawnej kondycji, oraz ogólnie się zregenerować i dać chwilę odsapnąć ramionom. Od marca tego roku jestem na nieustającym progresie siłowym i nie miałem tygodnia przerwy od treningu armwrestlingowego. Chciałbym więc delikatnie odpocząć i ruszyć z kopyta od połowy grudnia z przygotowaniami na Mistrzostwa Polski oczywiście. Jednak nie wiem, czy bym nie skorzystał gdybym dostał powołanie na Puchar Świata w Rumi. Wiem, że to nie mój poziom, ale sam fakt uczestniczenia na takiej imprezie jest emocjonujący.
Paweł Gawenda: Rozumiemy i życzę żeby wszystkie założenia się spełniły! Dziękuję bardzo za rozmowę.
Mieczysław Fijał: Dziękuję również. Pozdrawiam