Jak to wyglądało okiem dziennikarza zajmującego się wtedy sportami sylwetkowymi i siłowymi? Ano tak, że Igor Mazurenko szukał sposobu na pokazanie armwrestlingu w Polsce. Dzięki swoim dynamicznym działaniom, spowodował że pierwsze, prawdziwe, poważne zawody armwrestlingowe zostały włączone do programu „Pojedynku Gigantów”. O ile pamiętam, a wiele lat minęło, „Pojedynek Gigantów” organizował znany i bardzo popularny w tamtym okresie działacz kulturystyki – Ryszard Orzechowski. Do dziś zresztą działający w branży sportowej i fitness. Zawody te miały wielką rangę, były na tamte czasy wielkim sportowym wydarzeniem. Impreza objęła też targi sprzętu i suplementów. Swoje stoiska mieli praktycznie wszyscy liczący się w branży. W tle na zdjęciach zobaczycie napis „MULTIPOWER” - to jeden ze sponsorów imprezy. Duża na tamte czasy firma, jedna z pierwszych w branży suplementów w Polsce.
Występ Mirosława Daszkiewicza na tych zawodach był doskonały, jak cała jego perfekcyjna sylwetka. O ile pamiętam – nie zajął pierwszego miejsca. Rywalami Mirka byli – o ile pamiętam: Piotr Głuchowski, Brzózka, Grzegorz Gałęzowski i (o ile pamiętam) Hubert Olborski. To w tamtym okresie naprawdę znamienita obsada.
Ale nie tylko o tym chciałem napisać. Chciałem napisać, jak wtedy wyglądała „sytuacja medialna” takich sportów, jak kulturystyka, trójbój siłowy i strongman. Nie było internetu, w co dziś trudno uwierzyć. Były dwa „papierowe” miesięczniki, które starały się ogarniać wszystkie te tematy. Ogłoszenie o zawodach, lub relacja z zawodów – trafiały dokładnie do tych, którzy byli zainteresowani. Stąd i publiczności w Teatrze Muzycznym w Gdyni było po brzegi. Wszyscy już „znali się” na kulturystyce, ale o armwrestlingu nie słyszał prawie nikt.
W polskiej drużynie wystąpili wtedy: Mirosław Myszke, Robert Grigorcewicz, Bartłomiej Babij, Daniel Hebel i Ireneusz Weber.
Pojedynki przy stole wzbudziły wiele emocji i na pewno co najmniej kilku silnych od razu zgłosiło się do zaczynającego wtedy działalność klubu, który zarejestrowano już w lutym 2000 roku.
Byłem tam za kulisami, patrzyłem z bliska na kulturystów i armwrestlerów. Wtedy to postawiłem sobie za zadanie pisać jak najwięcej o tym nowym wtedy (dla mnie sporcie) i tak to się zaczęło.
Nie chcę pisać nekrologu Mirka Daszkiewicza...
Będę sobie po cichu wspominał nasze długie rozmowy. Był on bowiem człowiekiem niezwykle małomównym i żeby zrobić prawdziwy wywiad, trzeba było gadać kilka godzin. To znaczy – ja gadałem, a jego odpowiedzi mogłem pomieścić na paczce papierosów. Ale zebrało się z tego kilka dobrych publikacji.
Kto znał Mirosława Daszkiewicza niech go wspomina i pamięta...
Kto go nie znał – niech wie, że był taki zawodnik, trener, Fajny Gość...
Jeszcze jedno!
Na kilku zdjęciach zobaczycie też kogoś, kogo już nie ma wśród nas... Też miał na imię Mirek...