Napiszę wprost: nie wyobrażałem sobie innego wyniku, niż pięć do zera dla Mariusza Grochowskiego. Sorry Grzegorz, ale tak bym obstawiał. I co? I bym *** przegrał! To jest właśnie piękne w sporcie! Na takie walki warto jechać z 500 kilometrów. Dziękuję WAM obu za walkę! Organizatorowi za stworzenie możliwości.
Z Mariuszem rozmawiałem wczoraj, ale nie o samej walce, tylko o pewnym fajnym aspekcie, jaki pojawił się na samym początku. Chodzi o zjawisko coraz mniej spotykane w sporcie. Obejrzycie – zobaczycie i docenicie. Chodzi o „fair play”. Coś, bez czego sport nie byłby sportem. A teraz kilka zdań od zawodnika, który wygrał:
Grzegorz Grębski
„Witam, a więc od początku wiedziałem że Mariusz Grochowski będzie chciał walczyć górą, gdyż moją koronną techniką jest walka w hak. Od pierwszej rundy czułem jego przewagę na uchwycie, jednak mój przyczep i biceps były gotowe na mocny atak na górę, mimo słabszego nadgarstka, więc przepychałem ciałem i tricepsem rękę przeciwnika i to zdało egzamin. Kluczem do sukcesu była wytrzymałość przyczepu i obrona. Warte uwagi jest to, że Mariusz Grochowski wykazał się charakterem i charyzmą i nawet gdy pojawiały się faule na ustawieniach nie zwracał na nie uwagi i chciał czystej walki. Prawdziwy Mistrz!
Podsumowując - dałem z siebie wszystko i zostawiłem serce w walce! Pozdrawiam!”
Czy będę w Koszalinie?
Jeśli ręka dojdzie do siebie to tak.
PeSzy: No to do zobaczenia!