PeSzy: Mariusz, byłeś najbliżej i widziałeś wszystko. Jak, twoim zdaniem, przebiegała impreza i co warto wyróżnić?
"Pięciu Muszkieterów" z Francji
Mariusz Zbylut: Widać, że wprowadzenie do użytku w Polsce komend po angielsku uporządkowało trochę pracę przy stole. Zawodnicy szybciej się ustawiają. Myślę też, że większa część z nich zmieniła podejście do treningów, aby być praktycznie gotowym do startu. Widać tę dużą różnicę pomiędzy zawodowcami i amatorami, kiedy walczą razem. Mieliśmy tego przykład w Open lewej, gdzieś było aż 46 zawodników (słownie: czterdziestu sześciu). Moim zadaniem rekord ilości w jednej kategorii, a kilkunastu z nich to byli amatorzy.
Jak na całą imprezę, wpłynął, udział gości z zagranicy?
Mariusz Zbylut: Udział zawodników z innych państw, nie tylko Francji, ale jeszcze Ukrainy i Białorusi jest mobilizujący dla naszych zawodników i słychać to zawsze podczas zaciętych walk pomiędzy Polakiem i reprezentantem innego kraju. W Międzychodzie byłem pierwszy raz i bardzo podobało mi się zaangażowanie organizatorów pod kierownictwem Waldka i Eli Podolskich. Nie trzeba było czekać na nic, problemów nie było, tylko lekkie wyzwania, z którymi ekipa Wilków sobie bardzo dobrze radziła. Bardzo dobrze się stało, że 10 edycja odbyła się pod szyldem URPA, bo to jak już widzieliśmy na Słowacji i we Francji przyciąga zawodników i dzięki temu Międzychód podniósł rangę swojego lokalnego turnieju do Międzynarodowych Zawodów.
PeSzy: Dzięki za rozmowę i...
Mariusz Zbylut: I widzimy się w Międzychodzie za rok!