Pod tytułem: „Ani słowa o armwrestlingu!” Ani słowa! No to o czym pogadamy ze znanym polskim zawodnikiem? Ano o muzyce. Ja tam się nie znam, ale on tak. Jeden z silniejszych perkusistów świata! Poznajcie, poczytajcie! Zapraszam!
Jednak najpierw link, posłuchajcie co czym mowa!
Mieto Fijał:
W zasadzie muzyka towarzyszyła mi od pieluchy, a sport dopiero od 9 roku życia. Ojciec był muzykiem i grał na wszystkim, nawet na skrzypcach, a próby zespołu były często u nas w domu. Proza życia spowodowała, że w ostatnich swoich latach większość sprzętu sprzedał. Niestety nie doczekał się momentu, kiedy ja zacząłem grać, bo zmarł, gdy ukończyłem 11 lat. Do gitary i akordeonu mnie jakoś specjalnie nie ciągnęło, a tylko to zostało po nim. Poza tym bylem młody a matka nie miała pojęcia o instrumentach. Za to była „usportowiona”. Jako dzieciak wraz z bratem wiedzieliśmy, że kiedyś kupimy sprzęt i stworzymy jakąś kapelę, ale to było bardzo odległe i niewyraźne marzenie. W tym czasie w szkole podstawowej już objawiałam smykałkę do sportu, a do muzyki i nauki na perkusji wróciłem dopiero w okolicy 21. urodzin. Gdyby ojciec żył, to zapewne nastąpiłoby to wcześniej.
PeSzy: Czy grałeś „zawodowo” czyli za kasę?
Mieto Fijał: Zawodowo nie, bo chyba bylem zbyt leniwy, aby w początkowej fazie nauki się za to zabrać porządnie i brnąć małymi kroczkami do przodu. Ja, brat i kumpel mieliśmy kapelę rockową o jakże na obecne czasy ciekawej nazwie „EPIDEMIA”. Graliśmy głównie podwórkowo, dla znajomych, zagralismy też dwa mini koncerty dla około 50 osób, ale kto by ich liczył, bo najważniejszy był fun.
Reasumując – grałem kilka razy „za piwo”...
W ogóle perkusja, to był przypadek w moim życiu.
Kiedy już kilka lat sobie ćwiczyłem i miałem ciekawe efekty, do pracy w firmie gdzie pracowałem zatrudnił się pewien chłopak, który grał na gitarze i tą gitarę przynosił do pracy, skąd szedł na próbę swojego zespołu. Kiedyś mnie zaprosił, a że było to blisko w okolicy to z nim poszedłem. I nie zgadniesz co rozwaliło mi system? Tak, perkusista. Bo za cholerę nie mogłem pojąć jak można grać czterema kończynami na raz i do tego jeszcze oddzielnie, każdą co innego w tym samym czasie. Pewnego razu, poszedłem z nim ponownie i kiedy nie było bębniarza, to usiadłem, kolega pokazał mi podstawowy rytm 1/2, a ja go załapałem. Oczywiście pokracznie, ale jednak. Po jakimś czasie perkusista postanowił sprzedać te garnki, a ja kupiłem je za 550 zł, choć do grania za bardzo już się nie nadawały. Mój brat odkupił gitarę i piec od kolegi ode mnie z pracy i tak się zaczęło. Koledzy nie kupili nowego sprzętu a ja po 3 miesiącach grałem lepiej niż tamten po 3 latach. Najciekawsze jest to, że okazało się później gdy ten kolega z pracy przyłączył się do mnie i do brata grając na basie, że mój Ojciec grał razem z jego ojcem jakiś czas w kapeli zarobkowej, a co więcej mój Ojciec nauczył jego ojca grac na perkusji.
PeSzy: Czy perkusista musi być silny?
Mieto Fijał: Perkusista nie musi być silny, ale cholernie sprawny i wytrzymały. Na stołku nie siedzisz wygodnie, jak w fotelu, a raczej jak marionetka na sznurkach. Z drugiej strony - ja grałem głównie heavy metal, więc trzeba było pier... zdrowo nogą w to kopyto, aby było słychać bęben basowy w dużej hali.
Najtrudniej jest jednak grac cicho... Cały pic polega na tym, że mięśnie muszą być rozluźnione i spinają się tylko na ułamek sekundy przed uderzeniem.
Nie można być spięty i grac siłowo, bo gra się inaczej nie równo i ciężko nad tempem zapanować. Czyli zupełnie odwrotnie niż na siłowni.
PeSzy: Nigdy nie sądziłem, że będę rozmawiał o muzyce, ale takie czasy! Może jak się skończy „epidemia”, zrobimy zespół muzyczny na zawodach?
Mieto Fijał: Wszystko możliwe! Pozdrawiam wszystkich!