PeSzy: Czołem Darku! Mam cztery pytania. Pierwsze o walki, które przegrałeś. Przegrałeś, choć spodziewałeś się wygrać. Rywal zaskoczył i porażka. Które najbardziej wspominasz? A potem kolejno o wygranych, które przyszły łatwiej, niż przypuszczałeś?
Darek Groch: Te przegrane walki najbardziej zapadają w pamięć. Może zacznijmy od 2012 r. i jeśli się nie mylę, mojej pierwszej walki turniejowej z Rafałem Woźnym. Zlekceważyłem go w pierwszej walce a przynajmniej tak mi się wydawało, bo w finale przegrałem po raz drugi, tym razem już nie było wymówek. Z przegranych walk bardzo zapadła mi w pamięć ta z Karolem Myszkiewiczem na Mistrzostwach Polski w 2016r. Wtedy wiedziałem, że będzie to wyrównany pojedynek i taki był, ale pod koniec gdy już myślałem, że kontroluje rękę przeciwnika oddałem centrum stołu, licząc że pod swoją przegraną stroną mogę odpocząć, gdyż czułem się w tym kącie bardzo pewnie. Niestety Karol nabrał wtedy wiatru w żagle i już z tego miejsca nie wyszedłem.
Co do szybkich wygranych, których się nie spodziewałem to przy walce eliminacyjnej na Pucharze Świata z Eduardo Tiette (Brazylia), gdzie na rękę prawą bardzo szybko wylądował w poduszce bocznej. Tutaj kłania się zasada, że ręka ręce nie równa, bo miesiąc wcześniej Eduardo pokonał w Vendetta Dawida Bartosiewicza, z którym ja, na rękę prawą nigdy nie wygrałem. W 2013 walka o wejście do półfinału Mistrzostw Świata z Khetagie Dzitievem była dla mnie miłym zaskoczeniem, choć zanim ruszyłem miałem na koncie już faul i jedno upomnienie za falstart. Adrenaliny dodawał wtedy jeszcze mój bark, który przeskoczył we wcześniejszym pojedynku przez co ręka bolała jakby cały czas kopał mnie prąd, za którąś już komendą Redy Go, ręka Rosjanina wylądowała w poduszce dając mi awans do półfinału.
PeSzy: Jak reagujesz na doping kibiców, pomaga czy przeszkadza?
Darek Groch: Mimo, że staram się podchodzić do stołu z czystym umysłem i niczym się nie rozpraszać to doping kibiców jest dla mnie ważny i czuję, że gdzieś tam dodaje kilka procent mocy, które może być kluczowe przy wyrównanym pojedynku.
PeSzy: Ile jeszcze? Nie wymawiając, masz już swoje lata. Czy kiedykolwiek chciałeś rzucić ten cały armwrestling w cholerę i zająć się czymś innym?
Darek Groch: Kiedy, ktoś pyta mnie ile jeszcze... Wyobrażam sobie siebie, jako dziadka, który stratuje w kategorii z dużo młodszymi zawodnikami i z nimi wygrywa tak jak np. robi to Creazy George, zawodnik z Kanady, który mając 70 lat pokonuje 20 i 30- latków. Armwrestling daje mi cały czas bardzo dużo satysfakcji i nie przypomina sobie takiego momentu żebym chciał odpuścić.
PeSzy: Czy z perspektywy swojego doświadczenia widzisz jakieś „epoki” w rozwoju armwrestlingu?
Darek Groch: Mam wrażenie, że to bardzo rozległe pytanie ale dla mnie i dla rozwoju armwrestlingu w Polsce, kluczowym jest Igor Mazurenko. Myślę, że gdyby nie Igor to profesjonalny Armwrestling w Polsce albo by nie istniał, albo były dopiero w zalążku. Igor narzucił wysokie standardy organizacji i przeprowadzania zawodów, które potem powielane były na świece - choć z różnym skutkiem.
PeSzy: Bardzo dziękuję za rozmowę i do zobaczenia już 12 marca na Zamku Gniew!
Darek Groch: Do zobaczenia!