Witaj Alex, czy mógłbyś się przedstawić?
Witam z Las Vegas w Nevadzie! Nazywam się Alex Leuthauser. Jestem Amerykaninem, ale moje korzenie sięgają do Niemiec, Danii i Szkocji. Historia mojej duńskiej rodziny sięga aż do wczesnych czasów wikingów. Urodziłem się w San Diego w Kaliforni, ale wychowałem się w Nevadzie. Spędziłem mnóstwo czasu jako dzieciak w terenie z moim tatą, zwiedzając stare kopalnie i upuszczone miasteczka. Zdecydowanie Nevada to nie tylko Las Vegas.
Co lubisz poza armwrestlingiem?
Poza armwrestlingiem lubię też komedie i bardzo podoba mi się pomysł prowadzenia podcastu w przyszłości. Lubię fizykę kwantową i podróżę. Oczywiście, bardzo cieszy mnie też dobre piwo, przyjaciele i jazda w terenie moim Jeepem Rubicon. Z upływem czasu przez to, że starałem się zostać w formie, nauczyłem się też doceniać uczestnictwo w Scottish Heavy Athletics, boks, Muay Thai oraz MMA.
Jak wygląda twój typowy dzień lub tydzień, kiedy jesteś w Nevadzie?
Jedyną stałą w moim życiu jest moja rodzina. Mam dwóch niesamowitych synów. Jeden, Dresdyn, jest w pierwszej klasie, a drugi, Carter, ma 19 lat. Obaj uwielbiają siłować się na ręce i mają ogromny potencjał. Moją niesamowitą stałą od ponad 22 lat jest też moja żona, Cheley. Gdybym miał wybrać między życiem a kochaniem jej, powiedziałbym jej w moim ostatnim tchnieniu, że ją kocham. Cheley pracuje jako pielęgniarka w hospicjum, często dzwonią po nią w środku nocy do nagłych przypadków lub do zgonów. To jeszcze bardziej wzmaga naszą potrzebę elastycznych grafików. Jednakże w wolnym czasie bardzo lubię przejażdżki i pisanie komedii.
Jaki jest twój zawód poza armwrestlingiem?
Miałem mnóstwo naprawdę świetnych możliwości, żeby funkcjonować na różnych stanowiskach. Moje talenty i umiejętności zawsze się doskonalą i ciągle szukam nowych możliwości, nigdy nie boję się nowych rzeczy. Staram się trzymać tego nastawienia, żeby mieć jakąś perspektywę na życie. Pracowałem podczas studiowania Criminal Justice [kierunek podobny do kryminologii, dokładne tłumaczenie to sądownictwo karne – t.n.]. Kiedy miałem dwadzieścia-kilka lat, zostałem zastępcą szeryfa. W mniej niż 2 lata zostałem awansowany na Field Training Officera [oficer, który zajmuje się szkoleniami w terenie – t.n.]. To był ogromny honor – bronić i służyć mojej społeczności. Około 2007 roku zrozumiałem, że zmieniające się rozkazy i polityka nie były dla mnie, więc zrezygnowałem ze służby. Pozostając skromnym, następne 10 lat to była ruletka, brałem z pokorą wszystko, co przychodziło w moją stronę. Cóż, prawie wszystko. Udało mi się zremodelować i odświeżyć cztery nieruchomości, które później sprzedałem. Z innych źródeł dochodów, pracowałem też w żelazie dla nowego budynku TESLA oraz byłem nauczycielem na zastępstwo. Zatrzymałem się jako specjalista ochrony dla MGM Grand na kilka lat i asystowałem w koordynacji odpowiedzi na strzelaninę na Route 91 w Mandalay Bay. Aktualnie planuję otworzyć swój własny biznes w przeciągu najbliższych 2 lat. Co do przychodów, jestem uzbrojonym specjalistą od bezpieczeństwa wobec przemysłu marihuany konopnej w Las Vegas.
Jak i kiedy zacząłeś zajmować się naszym sportem?
W 2013 roku zmarł mój ojciec, Richard. Byłem zdruzgotany... relacja, której nigdy nie mogłem już mieć ani zreplikować. Był niesamowitym myślicielem i świetnym szachistą, chociaż nigdy sportowcem, i cierpiał na skoliozę. Obaj chwaliliśmy i podziwialiśmy armwrestling. To ku jego pamięci zmotywowałem się do wzięcia udziału w moich pierwszych zawodach. Zapisałem się na UAL 4 w Las Vegas i wygrałem nawet jeden pojedynek. Od tamtej pory zakochałem się w tym sporcie na dobre. Spotkałem tam Toma Nelsona, który był bardzo miły i zaprosił mnie do trenowania z California Armbenders. Tam właśnie poznałem Jonathana Vazqueza i zacząłem trenować z nim i drużyną Northern Nevada Team co tydzień.
Biorąc pod uwagę twoje rozmiary, bardzo interesuje mnie przebieg twoich treningów. Co masz w harmonogramie, jak wyglądają twoje ćwiczenia?
Jestem bardzo wdzięczny za moje obecne możliwości treningowe tu, w Las Vegas. Nasza drużyna i rodzina armwrestling, Sin City Hookers, siłuje się co najmniej raz w tygodniu. To prawdziwa rodzina, grillujemy razem i imprezujemy, przyprowadzamy nasze żony i dzieci, razem obchodzimy święta i świętujemy zwycięstwa. Mam również możliwość trenować z Erikiem Spoto w jego siłowni Sin City Iron. Jego siłownia ma jedne z najbardziej zaawansowanych sprzętów, jakie można dostać teraz na rynku. Sin City Iron to siłownia z nastawiniem “drzwi zawsze są otwarte” i stołami do armwrestlingu na miejscu - zachęcam wszystkich sportowców do zatrzymania się tam podczas pobytu w Las Vegas. Jestem niesamowicie wdzięczny za moich współzawodników... w tym Jonathana Vazqueza, Johna Islandera, Jeffa Alexandra i Erica Spoto. Oni sprawili, że jestem tym zawodnikiem, którym jestem dzisiaj.
Czy możesz opowiedzieć nam więcej o twoich wzlotach i upadkach w armwrestlingu?
Miałem dużo wzlotów i dużo upadków, i wolałbym nie doświadczać żadnego z tych ekstremów. Jeden z moich upadków miał miejsce podczas pojedynku na 2017 WAL w Las Vegas. To był naprawdę świetny event i niesamowite doświadczenie, żeby być w jednym miejscu z niektorymi z najlepszych zawodników na świecie. Niestety podczas jednego z moich pojedynków mój przeciwnik złamał rękę i czułem się z tym absolutnie okropnie. Jego malutki syn był tam i widział to wszystko, więc czułem się bardzo źle z tym, co się wydarzyło. Jeden z moich wzlotów to wygranie 2017 WAL Nevada State Champion title. Czułem się bardzo zaszczycony.
Co czeka cię teraz w sporcie, jakim jest armwrestling?
Chciałbym, aby każdy kolejny dzień był lepszy od poprzedniego; osobiste zyski [niekoniecznie finansowe – t.n.] są zawsze mile widziane. Chciałbym siłować się więcej, podróżując, poznawać zawodników z każdego zakątka świata. Siłowanie się w tak wielu zawodach, jak się da i tak długo, jak się da to mój cel. Abym wspiął się na kolejne szczeble armwrestlingu, muszę urozmaicać swoją technnikę i bezustannie ewoluować. To zadanie, które z entuzjazmem próbuję teraz wykonać. Mój ostateczny cel to zdecydowanie wygranie Mistrzostw Świata. Z rosnącą dyscypliną i determinacją mam nadzieję, że wszyscy się tam zobaczymy.
Od momentu, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, bardzo podobała mi się twoja spokojna i skromna natura, prawdziwy delikatny gigant. Dziękuję za wpuszczenie nas za kulisy życia “Viking Giant”. Mam nadzieję, że zobaczymy się znowu już niedługo. Do tej pory – szczęść Boże, bracie.
Boom Hancock