PeSzy: Gratulacje! Opowiadaj po kolei.
Kamil Jabłoński: Przygotowania poszły perfekcyjnie. Pracowałem na dużych ciężarach i na szczęście obyło się bez kontuzji. Dałem sobie 14 dni na regenerację, zastosowałem nieco fizjoterapii, bo trzeba było "rozbić" przedramiona i tricepsy. Zregenerowałem się i odprężyłem. Walka do obejrzenia tutaj, polecam!
PeSzy: Jak podróż?
Kamil: Jak w zegarku, każdy samolot na czas, spokojnie i przyjemnie.
PeSzy: A jak twoje nerwy, psycha, inaczej mówiąc głowa?
Kamil: Nie mogłem przegrać! Nie wyobrażałem sobie porażki, leciałem po zwycięstwo. Moja pewność siebie poraziła rywala. Kody był przerażony! Starałem się walczyć rozsądnie i kontrolować sytuację. Nie mogłem się ponaciągać. Za dwa dni walka z Larrattem.
PeSzy: O walce z Larrattem pogadamy później. Tu były jakieś dziwne zasady. Na czym polegały?
Stoczyliśmy jedenaście rund! Nie było łatwo!
Kamil: Vendetta była umówiona do trzech wygranych. Jednak musiał być PIN do poduszki. Kody to zręcznie wykorzystywał i jak tylko czuł, że przegrywa, to spadał łokciem z poduszki. Tak naprawdę to było jedenaście rund. Mój plan się popsuł. Miały być trzy rundy, było jedenaście.
PeSzy: Taktownie zapytam, czy się zmęczyłeś?
Kamil: Tak! Bardzo. Miałem skurcze nóg. Dłoń zmaltretowana od rozerwań.
PeSzy: Warto było?
Kamil: Warto! Warto! Misja wykonana, zwycięstwo 3:0 z Kody Merritt na lewą rękę. To przecież on jest mistrzem świata WAF (2021), pokonał wielu doskonałych zawodników. Jest na pewno w pierwszej dziesiątce najlepszych na świecie ręki lewej. To dla mnie wielki krok naprzód. Pozdrawiam moich kibiców!
PeSzy: Dzięki za rozmowę i czekamy na kolejną relację.