Jak zwykle w tym cyklu artykułów zacznę od swojej anegdoty. Przed zawodami Igor zapytał, że mogę w nich pomagać jako sekretarz. Bez wahania powiedziałem, że mogę! Nie miałem żadnych wątpliwości. Prowadziłem wcześniej zawody w trójboju siłowym, w ciężarach, sędziowałem w innych dyscyplinach, co może być trudnego w zawodach armwrestlingu? Ano – może być! Do dwóch porażek! O Matko Jedyna! O patronko wymiaru sprawiedliwości, o ślepa Temido! Sekretarzowanie tym zawodom było dla mnie najtrudniejszym wyzwaniem do czasów obrony pracy magisterskiej!
Tak to było dawno temu. A potem pojawił się Marcin Mielniczuk, którego w po raz kolejny pragnę wam zaprezentować. Poprzednio pisałem tutaj LINK o roli Marcina w całej reżyserii wydarzenia sportowego, o łączeniu i koordynowaniu skomplikowanej procedury tworzenia widowiska. Teraz o jego roli w powstaniu programu komputerowego do prowadzenia zawodów w armwrestlingu.
Od razu zastrzegam, że JEST to materiał promujący Polską Federację Armwrestlingu i Ekipę Mazurenko Armwrestling Promotion. Nie ukrywam moich intencji – niech cały świat wie, że to MY, tu w Polsce, w Gdyni daliśmy bardzo wiele w obecny kształt naszej dyscypliny!
Znam się trochę na sporcie i moim zdaniem nie ma drugiej takiej dziedziny sportu, w której Polacy położyli tak wielkie, realne i konkretne zasługi w sprawach technicznych! Jeśli ktoś taką zna – proszę o informację.
Przejdźmy do rzeczy i do rozmowy z Marcinem. Pytanie pierwsze – czy to ty wymyśliłeś „bejdżyk” czyli identyfikator?
Marcin Mielniczuk: Jednak nie ja, aż tak dobrze nie było. Faktycznie, kiedy dołączyłem do Federacji, zawody były prowadzone na papierze. Zapytałem sam siebie – czemu nie przejść już, teraz do epoki cyfrowej? Przecież mieliśmy już komputery. Napisałem program wspólnie z Kubą Sierpińskim. Naszym celem było zastąpić uważnych, skupionych ale też omylnych sędziów, poprzez zwalenie całej pracy na komputer. Program powstał, został przetestowany na małych zawodach, potem na większych, kolejno na już mistrzowskich i podjęliśmy dalsze działania, żeby wyeliminować błędy.
Najczęstszym błędem było to, że prowadzący nacisnął nie to nazwisko – bo zawodnik pojawił się nie po tej stronie stołu i był źle odnotowany po walce.
Dalej więc wprowadziliśmy identyfikator z nazwiskiem dla każdego zawodnika, żeby sędzia wiedział kto jest kto po walce.
Za tym poszedł kod kreskowy z numerem startowym zawodnika – skanowany takim samym czytnikiem, jak mamy w sklepach. Wystarczyło zeskanować zwycięzcę i dalej już wszystko szło automatycznie. Pojawiły się kolejne kłopoty, kiedy jeden zawodnik startował jednocześnie w masters i w seniorach – za tym poszła więc zasada, że można włączyć kategorię tylko jak zawodnik nie występuje przy innym stole.
PeSzy: Kiedy to ruszyło pierwszy raz już tak „na czysto”?
Marcin Mielniczuk: To dokładnie pamięta Igor Mazurenko. Chyba identyfikatory weszły do użycia jakieś 10 lat temu.
W 2007 roku na mistrzostwa świata czy Europy, w Bułgarii, we dwóch z Kubą poprowadziliśmy zawody na osiem stołów.
PeSzy: Czy byliście z tym pierwsi, czy wcześniej ktoś próbował takiego systemu?
Marcin Mielniczuk: Kanadyjczycy i Słowacy. System kanadyjski wymagał licencji i był bardzo złożony. Pierwsze oprogramowanie zostało stworzone przez Mariana Caplę na Słowacji. System obejmował komputery, identyfikatory i skanery kodów kreskowych. Kuba i ja zobaczyliśmy to i rozmawialiśmy z Marianem o oprogramowaniu. Był tam też inny Słowak, Peter Veres, który równie dobrze orientował się w tym obszarze. Słowacka załoga jako ostatnia wykonała Mistrzostwa Europy w 2008 roku. Potem już nasze oprogramowanie zostało użyte w imprezach WAF. Jego zaletą jest to, że wystarczy jakiekolwiek urządzenie, połączone z internetem, żeby wszystko poszło i zatrybiło.
PeSzy: Na ile trudne jest obsługiwanie systemu?
Marcin Mielniczuk: Pewnie też być się tego nauczył, czyli łatwe...
PeSzy: Nie mam okularów!
Marcin Mielniczuk: Przeszkoliliśmy wiele osób z różnych federacji, one zaś przeszkoliły kolejnych i teraz na całym świecie – jak sądzę – jest to kilkaset osób, które mogą tak prowadzić zawody.
PeSzy: Czy już po testach spotkały cię jakieś „niespodzianki”?
Marcin Mielniczuk: Tak! Sytuacja, kiedy zawodnik ma najpierw jeden wolny los – to jest okej, ale... Kiedy dostanie wolny los po raz drugi, a może tak się zdarzyć – zaczyna się kłopot.
PeSzy: Dzięki za rozmowę, tym którzy jeszcze nie czytali, polecam poprzedni materiał, a tu zapowiadam jeszcze jedną rozmowę o kamerach i powtórkach podczas sędziowania zawodów.
Marcin Mielniczuk: Dziękuję za rozmowę.
Dla formalności: program nazywa się Mazurenko Championship Management, po polsku SDPZ czyli System do prowadzenia zawodów.