Tak zwany backstage. Jesteśmy wszyscy stęsknieni za wielkimi turniejami, za emocjami, radością spotkań i walk. W ubiegłym nieszczęsnym wirusowym roku jesienią łapałem się na tym, że wracam myślami do cudownej Rumi, do tej hali, do zaplecza, naszych narad, wspólnych posiłków, pracy i spotkań. Wspominam ze wzruszeniem ten „mój” słynny „apartament przy windzie” charakteryzujący się tym, że... nie ma okien, ale jest wszędzie blisko. ()
Czekam, żeby znów spotkać wszystkich tych, którzy biorą udział w Złotym Turze. Sportowców, trenerów, sędziów i ludzi z napisem „CREW” na koszulkach, ludzi „z obsługi”. Dziś właśnie o nich, a dokładnie o jednym z nich.
Marcin Mielniczuk, każdy z was go zna. Na zawodach wielu właśnie do niego kieruje następujące pytania:
Marcin, o której zaczynają się zawody? Marcin, o której kończą się zawody, kiedy jest przerwa?
Marcin, gdzie jest weryfikacja? Marcin, gdzie będzie kongres, gdzie są sędziowie, gdzie jest moja kolacja, śniadanie, obiad, miejsce przy stole?
Marcin, czy masz: ołówek, plaster, nośnik pamięci, linkę, papier, nożyczki?
Ja sam, przez kilkanaście lat, zadałem Marcinowi kilkaset takich pytań. Sorry Marcin, ale to nie koniec...
Jak to ewoluowało? „To” czyli rozmach imprez armwrestlingowych, organizowanych przez Ekipę Mazurenko Promotion... zacznijmy od prehistorii!
Dawno, dawno temu na jednych z pierwszych międzynarodowych zawodach, trzeba było powiesić baner sponsora. Nie mieliśmy... linki. Pożyczyliśmy linkę, ale nie mieliśmy noża, żeby ją podzielić na kilka odcinków. Pożyczyliśmy nóż w pobliskim barze. To prehistoria. Tak naprawdę kiedyś było.
Teraz jest wszystko, co potrzebne. A zapewnieniem tego, że jest zajmuje się właśnie Marcin. On koordynuje całość widowiska, od projektu, przez realizację do sprzątania całego „bałaganu”.
Opiszę jak to wygląda na Złotym Turze rozgrywanym już niezmiennie w gościnnej Rumi.
Zwyczajna hala sportowa – nagle – zamienia się w piękny obiekt. Popatrzcie jak to wygląda...
Marcin, jak powstają sportowe widowiska? Powiedz na przykładzie Złotego Tura, TOP 8 i innych wielkich zawodów.
Marcin Mielniczuk: Najpierw, na długo przed zawodami, powstaje scenariusz. Musi dokładnie ujmować każdy „punkt zwrotny” imprezy. Tak jak scenariusz filmu, koncertu czy przedstawienia. Dokładnie to znaczy co do sekundy i co do centymetra. Podczas pracy nad scenariuszem cały zespół odpowiada sobie na pytania, typu: kto, kiedy i gdzie będzie się znajdował, jak ma się „pojawić”, co potem, jak „zejść” i wiele, wiele innych. Każdy sportowiec, każdy trener, sędzia i widzowie są aktorami w naszym widowisku. Bardzo dokładnie opisujemy poszczególne „role” i wszystkie „sceny”, jakie będą następować po sobie. Otwarcie – i pytania: kto przemówi, ile czasu zajmie, komu odda głos, kiedy pojawi się przypisana do widowiska muzyka, jakie obrazy? Potem, zazwyczaj, prezentacja sędziów, w końcu start kategorii, eliminacje i tak powoli do finałowych pojedynków ceremonii wręczania nagród, hymnów, podziękowań. Jak już mówiłem – sekunda po sekundzie.
PeSzy: Na razie wszystko dzieje się „na papierze”?
Marcin Mielniczuk: Tak. Kolejno zastanawiamy się, czym zaskoczymy widzów na danej imprezie? Co oryginalnego, niestosowanego do tej pory wykorzystamy? Chodzi o „nowinki” oświetlenia, projekcji i inne efekty. Przychodzi czas na projektowanie „scenografii”. Decydujemy, jak ma wyglądać scena i wszystko, co dookoła sceny. To są elementy „twarde”, które trzeba po prostu zbudować, jak z klocków. Na to wchodzi to, co publiczność zobaczy, to co wyświetlimy na ekranach, w tle, na bocznych, w innych pomieszczeniach. Ustalamy też, jak będą pracować kamery, gdzie będą „najazdy”, jakie prowadzenie, jak rozmieścimy oświetlenie.
Równolegle graficy pracują nad elementami wizualizacji. Wchodzi w to wszystko: od plakatu głównego, przez małe obrazki do sieci, od biletów, plakietek identyfikatorów, smyczy, logotypy do teczek dla mediów. Pewno widzowie zauważyli, że już od wielu lat kolorystyka wszystkich „widocznych” elementów imprezy jest jednolita, zwarta, ma swoistą tonację.
Równie ważnym elementem jest animacja i muzyka.
PeSzy: Impreza coraz bliżej, scenariusz gotowy, scenografia zaprojektowana. Co dalej?
Marcin Mielniczuk: Poszczególne ekipy już zawczasu wiedzą, co będzie potrzebne, zapewniają sobie poszczególne „klocki” i, w określonej kolejności zbierają się na miejscu. Każda ekipa dokładnie w swój czas.
PeSzy: Wtedy to typowa, banalna hala sportowa zamienia się w bajkowy świat. Jaka jest twoja rola na kilka dni przed imprezą?
Marcin Mielniczuk: Na przykładzie Złotego Tura – jestem na hali tydzień wcześniej. Przeprowadzam się na obiekt ze wszystkimi moim gadżetami i sprzętem. Najpierw pojawia się „ciężki” sprzęt. Kontenery z elementami konstrukcji sceny i oświetlenia. Na hali pojawiają się „Spider-Mani”, czyli ludzie przygotowani i uprawnieni do prac na wysokościach. Do nich należy zakotwiczenie konstrukcji sceny i dekoracji do elementów hali, tak żeby to było stabilne i bezpieczne.
Kiedy już mamy „szkielet” nadjeżdżają kolejne ekipy. Telewizja, dźwiękowcy, inni.
PeSzy: Jaka jest twoja rola na tym etapie?
Marcin Mielniczuk: Każda ekipa robi swoje, a ja to koordynuję. Powoli wszystkie cząstki zaczynają się składać. W tym czasie montowany jest też sprzęt komputerowy do obsługi zawodów, widowiska i samej transmisji. Pojawiają się drukarki i kilkadziesiąt komputerów, telewizory, monitory i inne „drobiazgi”.
PeSzy: Impreza ma za chwilę wystartować. Czy masz wtedy tremę?
Marcin Mielniczuk: Nie mam. Wszystko wcześniej jest kilkakrotnie sprawdzone i zweryfikowane. Musi działać! Wiesz, informatycy to ludzie... Leniwi! Ale – pracowici! Staramy się pracowicie wszystko przygotować, żebyśmy potem, jak już „odpali”, mogli sobie spokojnie siedzieć przy kawie i cieszyć oczy widowiskiem.
PeSzy: Na początku naszego wywiadu wypisałem wszystkie pytania, które zadają tobie ludzie przed i podczas zawodów. Jak na nie reagujesz?
Marcin Mielniczuk: Poproszę o inne pytanie!
PeSzy: Dziękuję bardzo, zadzwonię za tydzień.
Photo otwarcia: Tomasz Wisniowski
Kilka lat temu Marcin & PeSzy.
archiwum >>>
BĘDZIE SIĘ DZIAŁO!
Strongman Didy: Jesteśmy realistami!
Na Zamku Gniew będzie...
Levan is here!