Language
/ Kontakt /

Zaczyna się Lion Cup – Fitmax Challenge 2012 Relacja w niedzielę od godziny 11.00 czasu polskiego! >>>

Zaczyna się Lion Cup – Fitmax Challenge 2012 Relacja w niedzielę od godziny 11.00 czasu polskiego! # Siłowanie na ręce # Armwrestling # Armpower.net

Będzie ciasno w każdej kategorii wagowej! Lion Cup to nie tylko Semerenko i Pushkar, to cała paleta zawodników w kategoriach lekkich, poczynając od 63 kg. Są już na liście startowej lub właśnie się ważą mistrzowie i medaliści mistrzostw Ukrainy, mistrzostw Europy i świata. ()

Jest co najmniej trzech zawodników z Polski i za nich trzymajcie kciuki podczas bezpośredniej relacji, która jutro będzie dostępna na naszej stronie. W tej chwili trwa ważenie zawodników. Naliczyliśmy już setkę, a przecież możliwość zważenia się będzie też w niedzielę rano.

Przede wszystkim są to zawody, które sportowcy Ukrainy traktują jako eliminacje przed NEMIROFF WORLD CUP 2012 (9-11 listopada, Warszawa). Pierwsza czwórka z każdej kategorii wagowej zdobywa utomatycznie zaproszenie na Puchar Świata. Dlatego walki będą twarde i „nie ma lekko”.

To wszystko będzie jutro, teraz troszkę o przygodach waszych reporterów. A jest o czym.

Droga do Pucharu (a właściwie z Pucharem), który wieźliśmy jako ekipa armpower.net na Ukrainę była piękna i pełna niespodzianek. Najpierw jeden z samochodów za bardzo „osiadł” na skutek obecności „jednego z sędziów” (zwanego w naszym towarzystwie Piotrem Sz.), bo przecież nie dlatego że wieźliśmy nim stół, podesty i trochę magnezji.

Przeładunek bagaży po drodze wyglądał tak, jakby na małej stacji paliw miały się rozegrać zawody w armwrestlingu. Sam nie wiem – dlaczego.

Droga do granicy – bajka!

Na samej granicy, dzięki uprzejmości naszych pograniczników, dla naszej sportowej i dziennikarskiej misji, przejechaliśmy uprzywilejowanym pasem część polskiej kontroli. Dalej jak w piosence Wysockiego, pas zaoranej ziemi, pas neutralny. Może to już ostatnie jego lata? Następnie kontrola dokumentów – spoko. Następnie (i tu weźcie głęboki oddech) ukraińska kontrola celna!

Samochód z Igorem przejechał bez otwierania bagażnika i – na szczęście – czekał na busa nieopodal. Do nas podszedł celnik z jedną belką na pagonach. Kazał otwierać bagażnik, a tam...

Ze dwieście koszulek nowiutkich, zapakowanych w folię i „sprytnie” upchniętych pomiędzy walizkami. Walizki to małe piwo! Cztery rolki kabla, statywy do kamer i metalowe skrzynki ze sprzętem naszej telewizji internetowej.

Padło krótkie pytanie – a właściwie stwierdzenie - „Macie na to dokumenty? Pokazać!”

Nie mieliśmy kwitów na nasze koszulki, bo jak? Sami je zrobilim, sami je damy zawodnikom, nie mieliśmy też kwitów na kamery, rolki kabla i statywy oraz inne potrzebne rzeczy.

Igor Mazurenko wrócił zza granicy i przystąpił do rozmów. Tu napiszę wprost, że od razu spodobała mi się Ukraina, jako kraj, w którym nie obowiązuje zakaz palenia! Celnik, z papierosem w ustach (więc my też od razu zapaliliśmy) – ale już z dwiema gwiazdkami na pagonach, wysłuchał naszej wersji, że koszulki, że zawody, że relacja i... poszedł po starszego stopniem. Ten miał już i gwiazdki, i belki, oraz stosowny napis na mundurze. Słuchał, uśmiechał się i... poszedł po starszego stopniem!

Kolejny nasz rozmówca był chyba majorem. Pomyślał, zadał kilka pytań i zdecydował, że musimy wypełnić formularz numer B121. Formularz wyglądał jak świadectwo maturalne z czasów mojej młodości – więc się wzruszyłem. Na formularzu owym mieliśmy wypisać wszystko, co przywozimy na Ukrainę. Nazwa, rodzaj, numer sprzętu, numer seryjny, cenę (kto by pamiętał) oraz cechy szczególne czyli rysa lub zadrapanie.

Aha! Zapomniałem napisać, że zeszły nam już pod budą celników ze dwie godziny...

Do wypisywania kwitu wyznaczono Piotra, jako najbardziej odpornego na zespół stresu bojowego. Pisał. My i celnik chyba już w stopniu pułkownika paliliśmy papierosy na pasie neutralnym. Jak romantycznie... Minął kwadrans. Piotr opisał zawartość wszystkich pudeł i walizek. Igor Mazurenko wspólnie z celnikiem (który na mój gust i znajomość stopni wojskowych miał już chyba dystynkcje generała) zaniósł dokument do budki...

Czekaliśmy, paliliśmy papierosy, zegar pracował.

Igor wrócił i powiedział, że musimy (znaczy Piotr) przepisać dokument jeszcze raz, bowiem potrzebny jest drugi egzemplarz! Ksero chyba nie było po tej stronie granicy, ale nie wiem dokładnie, bom zajął się mierzeniem czasu, który nieubłaganie dzielił nas od upragnionego posiłku.

Turyści i przemytnicy mogli sobie podziwiać naszą aparaturę i dwieście koszulek wyłożonych na kartony, obok przejścia granicznego. Sądzę, że zrobiło to na nich niezapomniane wrażenie.

Nagle! Nagle, okazało się, że możemy jechać! Pakowanie trwało tyle, co „Ready. Go!” jakie usłyszymy tu we Lwowie za kilkanaście godzin.

Zmęczeni obejrzeliśmy piękne miasto Lwów i miejsce niedzielnych zmagań. Reszta w następnej korespondencji, oglądajcie zawody na www.armpower.net

 

Prosto ze Lwowa PeSzy

archiwum >>>

Language