Obejrzałem gdzieś w sieci, jak dwóch facetów podchodzi do stołu armwrestlingowego, w domyśle, żeby walczyć na ręce. Jednak nie! Najpierw coś sobie mówią, potem jeden uderza drugiego w twarz puszką jakiegoś napoju. Następnie „draka” rozkręca się, ktoś zaprowadza porządek i na tym koniec. ()
Nie! Na tym nie koniec! To poszło w sieć, poszło w świat i na długo zostało przyporządkowane do hasła „armwrestling”!
To nieważne gdzie, nieważne kto to zaplanował i wykonał. Ważne to, że na wiele lat, u wielu ludzi zepsuł wizerunek naszego sportu. W pizdu poszła praca każdej federacji krajowej, kontynentalnej, praca klubów, trenerów i ludzi armwrestlingu. Poszła się czesać trwająca wiele lat praca nad wizerunkiem siłowania na ręce, jako „normalnego” sportu walki, jako sportu umożliwiającemu uprawianie go w każdym wieku, a szczególnie przez osoby niepełnosprawne. Osoby, dla których armwrestling jest czymś więcej, niż sportem.
Ile się trzeba było napracować, żeby odwrócić poprzednią etykietkę siłowania się na ręce. Odwrócić i na nowo przygotować – od sportu „barowego”, kojarzącego się z alkoholem i awanturami, do zwyczajnej rywalizacji, nawet z olimpijskimi perspektywami...
Nagle ktoś, nieważne kto – wali rywala w pysk i wypuszcza to na świat.
Wstyd, obciach, „wiocha”!
Teraz piszę do was, którzy jeszcze się nie dajecie nabrać na tak zwany trash-talk i medialne inscenizacje. Pomyślmy razem...
Jeśli podmiot o małej „rozpoznawalności” wykonuje cokolwiek zaskakującego, jego popularność rośnie i on to natychmiast odczuwa. Zdarza się, że czerpie z tego korzyści. Jeśli jakiejś aktorce – do tej pory nieznanej – spadnie sukienka na premierze, na tak zwanej ściance, jest prawie pewne, że dostanie wiele propozycji medialnych. Ta prawidłowość dotyczy osób, organizacji, zjawisk, w tym sportu. Jeśli gwiazda łyżwiarstwa figurowego wykona wulgarny gest w programie, na pewno nie zyska punktów, ale będzie o niej głośno.
Na to pewno liczyli ludzie, którzy wymyślili tę bijatykę przy stole do armwrestlingu. Jest pewne, że ich plan się powiedzie i „oglądalność” podskoczy znacząco.
Jednak – czy na długo?
Teraz załóżmy, że ktoś z nas chce u siebie w mieście zrobić turniej armwrestlingu. Zwraca się do szkoły o udostępnienie hali sportowej, prosi władze o patronat medialny, szuka sponsorów.
Dyrekcja szkoły – nie ma pojęcia, czym jest armwrestling. Umawiają się na później.
Władze miasta – nie mają pojęcia o czym on mówi. Dadzą znać za kilka dni.
Lokalne media – jak wyżej.
Sponsorzy – za kilka dni...
No i teraz zakładamy bardzo poprawny wariant, że ktoś poproszony o patronat medialny, udostępnienie obiektu, czy sponsorowanie wydarzenia, potraktuje to poważnie, zasiądzie do internetu i poszuka: co to jest armwrestling?
Wpisze „armwrestling” i znajdzie film, jak dwaj „zawodnicy armwrestlingu” walą się po mordach. Powie o tym innym i nasz potencjalny organizator może się pożegnać z pomysłem.
Autorzy i „wykonawcy” tego „pomysłu” - mam pytania:
Na jakich sponsorów liczycie?
Na jakie media liczycie?
Jaką publiczność chcecie zaprosić na swoje imprezy?
Na zakończenie.
Wiem, że wizerunek sportu się zmienia. Nie zawsze na lepsze. Wiem, że na przykład w zawodowym hokeju bijatyki są tradycją. Jednak pamiętajmy, że zawodowy hokej ma zupełnie inną pozycję, niż siłowanie na ręce.
Jeszcze na zakończenie... Nie jestem „święty” i wielokrotnie brałem udział w bijatykach przy okazjach sportowych. Jakieś pięćdziesiąt lat temu...
Uważam jednak, że armwrestling jest sportem dżentelmenów i nie powinno się propagować go w ten (modny) sposób.
Pozdrawiam serdecznie! Liczę na to, że ten incydent był tylko incydentem.
PeSzy
archiwum >>>
Poznaj PRAWDĘ o WAF i IFA!
Дрекслер Владимир Залманович
Teraz tam jest zimno...
Nasz specjalny wysłannik w trasie!