Na Helu, na słynnym już międzynarodowym turnieju, startują zawodnicy doświadczeni, bo stawka rośnie z roku na rok. Są też odważni debiutanci oraz "powracający" do stołu po latach przerwy. ()
armpower.net: Ostatnio w naszym sporcie pojawiło się kilku powracających. Jeśli nie wpadliście na te artykuły, to zachęcam. Na przykład Andrzej Skóra oraz Przemysław Grzenkowicz.
Każda przerwa i każdy powrót to osobiste historie, czasem kontuzje, czasem poważne sprawy losowe.
Dziś przypominam zawodnika, który już się sam "przypomniał" podczas XIII Międzynarodowych Mistrzostwach Helu. To Krystian Gąsiorowski! Nie było go piętnaście lat!
Jednak wrócił! To jest ważne.
armpower.net: Zanim pogadamy o powrocie, zapytam, jak zaczynał.
Krystian Gąsiorowski:
Moja przygoda z Arm rozpoczęła się w roku 2004. To był przypadek. Pochodzę z Krośniewic (malutkie miasteczko w centrum Polski). Tam funkcjonował klub "Stalowe Ramiona". Na jakimś festynie klub zorganizował zawody, a ja w nich po prostu wziąłem udział. Co prawda nie wygrałem, ale zaraziłem się wtedy tym sportem. Gdy skontaktowałem się z klubem, okazało się, że prezesem jest mój daleki kuzyn Janusz Kopeć.
armpower.net: Powspominajmy zatem! Z kim trenowałeś? Od kogo się uczyłeś? Czy miałeś jakieś wzory, ulubionych zawodników?
Krystian Gąsiorowski:
Trenowałem głównie z Januszem Kopciem, trenerem klubu, z chłopakami z klubu, między innymi z Marcinem Piechockim. To on podsunął pomysł o powrocie do treningów. Jeśli chodzi to wzory, to oczywiście już jako dziecko oglądałem film (Over The Top) "Ponad Szczytem". John Brzenk był wtedy taką gwiazdą światową. W Polsce zawsze imponował mi Lucjan Fudala, był wtedy na topie i do tego pokonał Johna.
armpower.net: Byłeś wtedy młodszy i domyślam się, że miałeś więcej czasu. Jednak w pewnym momencie przestałeś trenować i startować. Czy to z powodu innych obowiązków? Rodzina? Praca? Szkoła?
Krystian Gąsiorowski:
Każdego nawet największego fanatyka dopada rzeczywistość i prawdziwe życie. Przestałem trenować między innymi ze względu na pracę.
Przez rodzinne obowiązki trochę też. Jednak żona i syn wspierali mnie od samego początku w powrocie. Okazuje się, że gdy ma się wsparcie drugiej osoby, to wraca się na dobre tory i do sportu, i do tego, co się uwielbia robić. Musieliśmy przeorganizować całe dotychczasowe życie, żeby znaleźć czas na treningi i wyjazdy na turnieje. Razem daliśmy radę. To nie było proste, bo mamy również szkołę tańca, na której rozwoju się skupialiśmy, turnieje i treningi taneczne syna. Ogólnie mówiąc: mamy co robić w życiu i nasz grafik jest przepełniony po brzegi. Jakbyśmy nie mieli swojego wsparcia, to na pewno nie udałoby się pod żadnym kątem.
armpower.net: Jak przebiegały przygotowania?
Krystian Gąsiorowski:
Moje przygotowania zaczynałem kompletnie od zera, nie miałem ani zaplecza do treningu, a już na pewno nie było siły w walkach. Zaadaptowałem jedną z sal w naszym studio na salkę treningową, sprzęt kompletujemy od zera. Trenowałem takimi metodami, jak to się robiło 15 lat temu, gdy kończyłem. Ale Arm sport poszedł kosmicznie do przodu pod względem sprzętowym, jak i wiedzy na temat treningu. Nawiązałem kontakt z klubem ARMFIGHT Piaseczno. Chłopaki dużo podpowiedzieli i wdrażamy nowe metody w życie. Turniej na Helu pokazał mi gdzie są największe braki i na ten moment zamykam się w sali treningowej żeby je wyeliminować.
armpower.net: Zatem kiedy się znów widzimy?
Krystian Gąsiorowski:
Priorytetem teraz jest dla Mnie przygotowanie się na mistrzostwa Polski. Może po drodze Puchar Polski dla sprawdzenia korekt w treningu. Niestety nie da się zarobić straconych lat w ciągu chwili.
armpower.net: Czekamy zatem, może w Rymanowie? Podkreślam jeszcze raz, że za każdym powrotem zawodnika są bardzo ważne osoby...
Krystian: Właśnie! Dziękuję żonie Asi za wsparcie, za to że znosi moje humoru i mimo wszystko wspiera. I podziękowania dla syna Wojtusia, który jest ze mną prawie na każdym treningu i mocno dopinguje.
archiwum >>>
Walka odwołana! Dlaczego?
Zawody w Markach! Nadchodzą!
ALEKSANDRA I DAWID NA NORDIC OPEN
Hel 2024