Treningi zaczynał na szafce od butów, później na samodzielnie skonstruowanym stole. Dziś jest vice mistrzem świata w kat. 75 kg, ale to tylko czubek góry lodowej; za sobą ma wiele sportowych osiągnięć. ()
- Na mistrzostwach Stargardu Szczecińskiego podszedł do mnie potężny facet – wspomina Dawid Bartosiewicz, polski armwrestler i srebrny medalista w wadze 75 kg MŚ z 2013 roku. - Śmiejąc się powiedział do mnie: "Co to za zawody! Wszystkim bym wam dał radę, nigdy nie przegrałem na rękę". Ktoś powiedział, żeby spróbował ze mną. On tylko się zaśmiał; ważyłem wtedy 66 kg, on jakieś dwa razy więcej. Ktoś zapytał: "Co się śmiejesz? Spróbuj!" No i spróbował. Po szybkiej przegranej nie chciał już nawet oglądać zawodów, po prostu wyszedł.
Kim jest Dawid Bartosiewicz? Z wykształcenia ekonomista, ale kiedy był mały chciał zostać...kimś sławnym.
- Muzykiem, może innym artystą, ale żadnym strażakiem czy policjantem – zastrzega Dawid. - Całe życie interesował mnie jednak sport. Od dziecka skakałem, rzucałem kamieniami, grałem w piłkę i byłem jednym z najlepszych na podwórku. Na lekcjach WF zawsze byłem w czołówce.
Armwrestlingiem zainteresował się w gimnazjum.
- Wiadomo, że było to na poziomie szkolnym, siłowaliśmy się między sobą z kolegami, ale już wtedy byłem najlepszy w szkole – wspomina Dawid. - Wiedziałem, że w trakcie siłowania na rękę trzeba robić "łychę". Miałem ten naturalny odruch, miałem to we krwi.
Na poważnie armwrestlingiem zainteresował się w 2003 roku, dzięki Arturowi Głowińskiemu, czołowemu polskiemu armwrestlerowi.
- Artur to moja dalsza rodzina i kiedyś na jednym ze spotkań rodzinnych postanowiliśmy się posiłować – mówi Bartosiewicz. - On też namówił mnie na trenowanie. Najpierw z bratem siłowaliśmy się na szafce od butów, drugą ręką łapaliśmy się za kant mebla. Później zrobiliśmy sobie prawdziwy blat, a następnie dospawaliśmy do niego nogi.Cały sprzęt mieliśmy własnej roboty: wyciągi z prymitywnymi linkami, modlitewnik, hantle. Ale nie chodziło o sprzęt, tylko o zapał. Nawet później, gdy pracowałem u brata w firmie budowlanej, to gdziekolwiek bym nie widział rusztowania czy trzepaka – czegokolwiek, za co idzie się chwycić - to łapałem się i podciągałem, wisiałem, robiłem różne ewolucje, wspinałem na linach; nawet w autobusie na poręczach. To u mnie instynktowne.
Profesjonalne treningi Dawid zaczął w styczniu 2004 roku
- W kwietniu pojechałem już na swoje pierwsze zawody – Mistrzostwa Polski. I od razu bach! Zająłem pierwsze miejsce w juniorach na prawą rękę, drugie miejsce na lewą oraz trzecie miejsce w seniorach na rękę prawą. Od tamtej pory jeździłem na szereg zawodów lokalnych i krajowych, ciagle przywoziłem medale, załapywałem się do pierwszej trójki, więc połknąłem bakcyla, może dlatego, że sukces przyszedł tak szybko – mówi armwrestler. - Siłowanie dało mi emocje, jakich nie dawał mi żaden sport; serce waliło z wrażenia.
Pierwsze problemy przyszły wraz z pierwszymi kontuzjami.
- Zacząłem łamać sobie ręce, a wszystko stało się w ciągu pół roku – wspomina Dawid. - W styczniu złamałem sobie lewą rękę, podczas mistrzostw Gdyni z okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy walczyłem z chłopakiem z Lęborka, źle się zablokowałem i ręka poszła mi w łokciu. W kwietniu na Mistrzostwach Polski walnęła mi prawa ręka podczas finału seniorów, w lipcu ponownie prawa. Walka była długa, dosłownie sekundę przed złamaniem czułem, że coś jest nie tak.
Od tamtego czasu, gdy przeciwnikowi podczas siłowania choć strzyknie jakaś kostka, Bartosiewicz odskakuje, jak oparzony.
- Złe wspomnienia – śmieje się Dawid.
Jednak z uporem maniaka nadal walczy wbrew niedyspozycjom.
Po zdjęciu gipsu z prawej ręki i miesięcznym odpoczynku od siłowania pojechał na trzecią edycję Ligi Zawodowej z...ześrubowanymi rękami. Co ciekawe – wygrał Ligę z zawodowcami będąc amatorem. Po trzech tygodniach, zachęcony sukcesem, pojechał na kolejną - 4 edycję i tam (w walce z Tomkiem Szewczykiem) ponowanie złamał sobie prawą rękę.
- Do tego doszło zwichnięcie łokcia, ale byłem tak załamany, że nie zwracałem na to uwagi – dziś Dawid mówi o tym żartem, ale wtedy minę miał nietęgą. - Za to jak złamanie zobaczył jeden z widzów, to zemdlał i upadł uderzając brodą w kant stołu. Jechał ze mną karetką do szpitala: on na zszycie rozciętej brody, ja na wsadzenie gipsu na rękę. Było trochę śmiechu.
Bartosiewicz poczuł, że jest w tym dobry, gdy zmienił kategorię wagową z 63 kg na 70 kg.
- To był 2007 rok – wspomina Dawid. - W styczniu w kat. 63 kg wygrałem Ligę Zawodową, a w kwietniu wystartowałem na Mistrzostwach Polski już w kat. 70 kg. Tam pokonałem wszystkich na lewą i prawą rękę, a pamiętam, że wtedy ta kategoria naszpikowana była najlepszymi zawodnikami; pokonałem Daniela Gajdę, to było coś. Zrobiło się o mnie głośno...
Dawid Bartosiewicz trenuje już 10 lat. Jak widzi siebie z perspektywy czasu?
- Gdy zaczynałem się siłować miałem ekipę dziesięciu kumpli. Na początku wszyscy ze mną wygrywali, po pół roku ciężkich treningów wszystkich pokonałem i to był zauważalny progres. Jednak gdy zaczynałem trenować nadal nie wiedziałem, czy odnajdę się w tym sporcie – zastanawia się Bartosiewicz. - Z biegiem lat, zdobywając kolejne tytuły upewniałem się, że to jest to, w czym mogę być dobry. W przeciągu 10 lat stałem się vice mistrzem świata i porównując to do wcześniejszych lat, gdy dwa razy brałem udział na Nemiroffie, wcześniej nie byłem takim profesjonalnym sportowcem, jak dziś. Trenowałem, jak chciałem. Dziś stosuję dietę, mam porządne i regularne treningi, analizuję na czym powinienem bardziej się skupić.
Najważniejsze osiągnięcia dla Dawida to srebro zdobyte na Mistrzostwach Świata w 2013.
- To była mocna kategoria 75 kg, z udziałem wielu mistrzostw Europy i świata – wspomina Dawid. - Odczułem wagę tego medalu, bo naprawdę ciężko było go zdobyć. Walczyłem z zawodnikami, którzy od lat zajmowali czołowe miejsca w armwrestlingu.
Jakie marzenia ma jeden z najlepszych polskich siłaczy na rękę? Podpisanie kontraktu z dobrą federacją, która zagwarantowałaby armwrestlerowi określoną liczbę walk w roku i zarobienie konkretnych pieniędzy.
- Chciałbym utrzymywać się w czołówce – marzy Dawid. - Chciałbym też, aby armwrestling był w mediach, żeby ludzie o nim rozmawiali i żeby zmieniło się podejście do tego sportu. Dziś często jeszcze siłowanie na rękę traktuje się, jak coś niepoważnego, knajpiane siłowanie, a myślę, że każdy sportowiec chce, aby jego dziedzina sportu była szanowana.
Gdy pytam go o rady dla początkujących, Dawid ma jedną, ale konkretną.
- Wytrwałość – twierdzi armwrestler. - Ludzie nieraz się mnie pytają, jak ja to robię, że mam tyle siły pomimo wielu kontuzji i innych przeszkód, dlaczego tego nie rzucę. Wtedy odpowiadam, że oprócz zapału, ambicji i genetyki czynnikiem, który powoduje, że jesteśmy na szczycie jest wytrwałość. To bezustanna walka ze swoimi słabościami. Nie sztuką jest mieć zapał, gdy wszystko się układa i idzie po myśli. Jeśli potrafimy przezwyciężyć ciężkie chwile, to doczekamy się zwycięstw i sukcesów. Po prostu bądźmy wytrwali w tym, co robimy i konsekwentnie dążmy do stawianych sobie celów.
Iza Małkowska
archiwum >>>
Zmarł Ueli Bühler
Najchętniej czytane artykuły minionego tygodnia
Igor Mazurenko uniewinniony!
Być jak Denis CYPLENKOW?