Będzie to artykuł długi, skomplikowany i kontrowersyjny. Proszę się nastawić na co najmniej dwadzieścia minut, lub rozłożyć czytanie na kilka dni. Zdecydowanych – zapraszam! ()
Jakieś cztery miesiące temu wpadł mi do mejla artykuł profesora Jerzego Kosiewicza z Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie (dla zainteresowanych - Wydział Wychowania Fizycznego; Katedra Nauk Humanistycznych i Społecznych; Zakład Filozofii i Socjologii). Tytuł nieco wbił mnie w fotel : „Sport – pochwała dopingu. O jego użyteczności i konieczności”.
Znam profesora Kosiewicza, rozmawiamy czasem podczas spotkań na terenie naszej, warszawskiej, pięknej AWF. Pogratulowałem mu tego tekstu, ale nie zdecydowałem się do niego odnieść na naszej armwrestlingowej stronie. Musiałem „złapać bodziec”. No i stało się! Damian Zaorski przeprowadził fajny wywiad z Radkiem Kwietniewskim, widzicie go, wczoraj pojawił się na armpower.net. W wywiadzie Radek mówi jasno i stanowczo:
„Żaden medal w żadnej dyscyplinie sportu nie jest wart tego, aby rujnować swoje zdrowie sterydami. Doping jest czymś złym i haniebnym. Jestem wielkim przeciwnikiem używania tego rodzaju niedozwolonych środków!”
Wróciłem do czytania artykułu. Szło nieco trudno… Oto fragment, który cytuję wprowadziwszy pewne skróty oznaczone tak (…):
„Na przełomie XIX i XX wieku rozmaite instytucje związane ze sportem tworzyły zbędne bariery, które spowolniały rozwój nowożytnego sportu wyczynowego w ogóle, a w tym także sportu olimpijskiego. Dotyczy to między innymi ograniczenia uczestnictwa (...) w igrzyskach olimpijskich do elitarnej grupy społecznej, określonej 1899 roku przez Thorsteina Veblena (1971) mianem klasy próżniaczej, którą było stać na taką kosztowną wówczas sportową ekstrawagancję. (…) Wynikało z tego (…) że sportem wyczynowym powinny zajmować się te jednostki, które na to stać i które mogą bez przeszkód, zaspokoić osobiste hedonistyczne potrzeby związane z wysiłkiem fizycznym i specjalistyczną sprawnością ruchową.”
Czytam, czytam i nagle! Uświadamiam sobie, że to Wy – polscy zawodnicy armwrestlingu – jesteście taką „klasą próżniaczą” tylko nieco mniej bogatą, niż arystokracja z przełomu XIX i XX wieku. Was stać na uprawianie tego sportu dla przyjemności! Dokładacie przecież do niego swoją zapracowaną w pracy kasę. Jednych stać bardziej, innych mniej, ale jesteście wszyscy amatorami. Podkreślam – amatorami. Nawet gdy wasze umiejętności są profesjonalne! Kto w Polsce utrzymuje się jedynie z nagród zdobytych na zawodach armwrestlingowych? Chyba nikt! Czy… czegoś nie wiem?
Jesteście „dżentelmenami” dokładnie takimi, jaki ci których wspomniał pan profesor na początku artykułu. Tylko w grę wchodzą znacznie mniejsze zarobki. Niestety!
Wtedy to, przyszła mi myśl, że trzeba – znów – na bardzo poważnie odnieść się do dopingu. Konkretnie w naszym sporcie, tu w Polsce. Inne dyscypliny i inne państwa mnie nie obchodzą.
Niektórzy z was wiedzą, że napisałem o dopingu z pięćset tekstów, od początku pracy w miesięczniku „Paker”, potem w Muscle&Fitness, na stronie Kibole.pl i w wielu, wielu innych mediach. Zawsze miałem dość luźny i często drwiący stosunek do dopingu. Ale, może na starość, coś mi się pozmieniało?
W punkcie piątym – przypisy – artykułu pana profesora znalazłem taki oto fragment:
„5. Głównym celem tego typu aktywności (sportowej) - jak wskazana w tekście głównym siatkówka - nie jest na pewno kultywowanie jakichkolwiek wartości autotelicznych, lecz rozmaicie pojmowany sukces sportowy. Sprawność fizyczna i umysłowa, wieloaspektowo rozumiane zdrowie mają w omawianym sporcie jedynie właściwości instrumentalne. Przekonania moralne, religijne, ideologiczne czy polityczne mogą mieć co najwyżej wydźwięk dodatkowy i drugoplanowy, ale pod warunkiem, że okażą się korzystne dla przebiegu, urzeczywistniania podstawowego celu rywalizacji.”
Czy kumacie to, co jest napisane powyżej? Bo ja tak i jestem dosłownie wbity w fotel! „Wydźwięk drugoplanowy”!!! Matko Jedyna!
Nie zgadzam się z panem profesorem, ale jestem pod wielkim wrażeniem jego szokującego wręcz artykułu! Warto słuchać filozofów, warto popatrzeć na to, co filozofowie widzą, jak widzą przyszłość, co przewidują. My, zwykli zjadacze protein, żyjący sprawami codziennymi, pospolitymi, często jesteśmy zamknięci na postępujące zjawiska. Potem budzimy się z ręką w naczyniu.
Czas na konkluzje! Dzielę się z wami moją opinią i oznaczam datę – pisane dnia 12 czerwca 2018 roku. Moja opinia brzmi: jestem zdecydowany przeciwnikiem stosowania niedozwolonego dopingu tu i teraz! Konkretnie w polskim armwrestlingu! Zdecydowanym!
Odwołam się do początkowego akapitu o „dżentelmenach” uprawiających sport i jeszcze raz przyrównam was do dżentelmenów, którymi jesteście w istocie, choć wasze dochody są mniejsze niż osiągali dżentelmeni na przełomie XIX i XX wieku.
Zakończę przykładem osobistym. Wiele lat temu, w niesłusznie minionej epoce, grałem w brydża sportowego, jako zawodnik klubu AZS. Grałem też na pieniądze, ale kiepsko i nie dorobiłem się na tym. Obecnie gram w brydża z trójką starych przyjaciół. Gramy „po złotówce” więc nie są to szokujące kwoty. Zazwyczaj wygrany zgarnia kasę i odwozi pozostałych taksówką do domów. W kieszeni zostaje mu pięć złotych, góra osiem. Jednak – wszyscy czterej traktujemy tę grę tak poważnie, jakby stawką były domy, jachty, awionetki.
I teraz tak – gdybym się dowiedział, gdybym przyłapał kogoś z naszej czwórki na znaczeniu kart, lub innym oszustwie – dałbym w mordę i zerwał całkowicie znajomość. Jesteśmy wszak dżentelmenami! Stać nas na pogranie sobie co miesiąc po złotówce. Szanujemy to i – mimo że rywalizacja jest ostra – nie oszukujemy!
Zatem kończę tym osobistym przykładem i zapraszam do dyskusji.
Dla wytrwałych, którzy doczytali do końca… Jeśli ktoś napisze do mnie na adres pe.szymanowski@gmail.com wyślę mu cały artykuł profesora Kosiewicza.
Pozdrawiam i zapowiadam kolejne artykuły na ten temat:-)
archiwum >>>
Levan Saginashvili: „Armwrestling to męski sport!”
Rustam Babayev – debiut, którego nie było…
Radosław Kwietniewski: „Co nie zabije, to wzmocni!”
Dave Chaffee – ukryty potencjał