Language
/ Kontakt /

Prawnuk kowala! >>>

Prawnuk kowala! # Siłowanie na ręce # Armwrestling # Armpower.net

Nie zawsze można w debiucie zostać Mistrzem Świata. Szczególnie, jeśli ktoś zabrał się za treningi nie tak dawno temu. Piąte miejsce to też powód do dumy. Krzysztof na tym nie poprzestanie! Jego celem jest złoto już w przyszłym roku! Poznajcie prawnuka kowala, który siłę w rękach ma od pokoleń! Zapraszam! ()

PeSzy: Krzysztof, jak i kiedy zacząłeś się siłować na ręce?

Krzysztof Jastrzębski: Zwyczajnie, klasycznie, od dziecka w domu rodzinnym. Pradziad miał kuźnię jeszcze w Cesarstwie Austro-Wegierskim, Dziadek i Tato to zawodowi kierowcy. Siłę w rękach mam od pokoleń.

Moment decydujący?

Zobaczyłem w TV migawkę z walki Wojewody i Brzenka w Warszawie (Nemiroff World Cup) - i to właśnie Wojewoda zrobił na mnie piorunujące wrażenie. W tym czasie był kwintesencją tego sportu. Chciałem z nim powalczyć.

PeSzy: Widziałem tę walkę na żywo, wiem też ile starań włożyli organizatorzy, żeby była relacja w telewizji. Jak widać – przekaz był celny. Armwrestling zyskał zawodnika w twojej osobie, choć nieco później.

Krzysztof Jastrzębski: Faktycznie nieco później. Chodziło to za mną długi czas, ale utrzymanie sześcioosobowej rodziny w Polsce to nie przelewki. Summa summarum nie było czasu na treningi, aż do momentu, kiedy któregoś dnia byłem spracowany ponad siły. Lewy bark miałem wybity, prawy łokieć bolał jak diabli (kończyłem budowę kolejnego domu jednorodzinnego). Nastąpiło krańcowe zmęczenie materiału ludzkiego. Uznałem wtedy, że to odpowiedni moment na rozpoczęcie treningów armwrestlingu, zadzwoniłem do Krzysia Siwka - szefa klubu we Wrocławiu i przyjechałem na trening. Tam spotkałem Pawła Grabasa, który wtedy jak Harry Potter i ważył może ze 60 kg a i tak rozłożył mnie na stole chyba ze 20 razy. Po treningu do samochodu jeszcze jakoś wsiadłem, ale o wrzuceniu biegu już nie było mowy. Ręce już tylko zwisały. Cała siłą została na stole. Fajnie się wspomina.

PeSzy: Jak się przygotowywałeś do Dieppe?

Krzysztof: Moje przygotowania do MS to trzy miesiące treningów w Austrii. Przede wszystkim utrzymanie wagi z M. Europy. Moja normalna waga to 120-123 kg. Do M. Świata stawałem na wagę mając 101,9 kg - mieszcząc się w limit do 105kg - to zasługa 10 miesięcy diety dr Kwaśniewskiego (Keto). Co do treningów rano o 5.30 to patent trenera Ireneusza Młodzińskiego, którego poznałem w Austrii i który zdopingował mnie do trenowania razem z nim każdego dnia, właśnie od 5.30 rano - kiedy poziom testosteronu w organizmie jest najwyższy. W moim przypadku (a mam już 50 lat) efekty są fantastyczne - choć prawdopodobnie wynikają również z diety. Polecam zdecydowanie.

W Austrii mieszkam i pracuję - miałem nawet okazję sparować z zapaleńcami z klubu Armwrestling LINZ - na stole marki MAZURENKO. Ale, jak to Austriacy, zazdrośnie strzegą swoich technik treningowych.

PeSzy: Jak wyglądają twoje treningi?

Krzysztof: Treningi staram się robić codziennie (poza niedzielami), a ponieważ sporo podróżuje bywają też takie okresy, gdy nie ma mnie na siłowni przez kilka tygodni. Mój cel w tym sporcie to oczywiście Mistrzostwo Świata, ale docelowo chciałbym dożyć 120 lat jak Mojżesz.

Nie żartuję!

System (okupant?) wmówił nam, że jak masz 40 lat to już jest „z górki”. Ja tego tak nie widzę. Mając 50 lat mam sześciopak na brzuchu, czego nie miałem nigdy wcześniej. Nie miewam zakwasów (chyba że pofolguje z dietą) i mam fantastyczne samopoczucie. Jak mawiał klasyk „Mens sana in corpore sano”. Nie chodzi o chwalenie się. Daleki jestem od tego.

PeSzy: Co tobie najbardziej pasuje w armwrestlingu?

Krzysztof: Co najbardziej lubię w tym sporcie? Rywalizację "face to face", możliwość użycia całej własnej siły, bez skrzywdzenia przeciwnika (w młodości trenowałem karate i zdarzały się bardzo nieprzyjemne sytuacje), radość z wygranej i coś, czego do końca w tym sporcie nie rozumiem - ale jest to jakiś rodzaj szacunku i podziwu dla przeciwnika, który mnie pokonał. Bardzo ciekawe uczucie, którego nie doświadczyłem uprawiając inne sporty. Po przegranej walce zaraz mam ochotę poznać swojego przeciwnika i się z nim zaprzyjaźnić. Dziwne. Bardzo mi się podoba integracja z osobami niepełnosprawnymi. Prawdziwa integracja , wspólne stary, wzajemne dopingowanie, ich determinacja i charakter, który pokazują w walkach na stole. Jest w tym coś epickiego.

PeSzy: Dzięki za rozmowę!

Krzysztof Jastrzębski: Dzięki i do zobaczenia na Mistrzostwach w przyszłym roku!

Jeszcze głos ma wspomniany Paweł Grabas:

Krzysztofa poznałem jakieś 7-8 lat temu. Przyszedł na trening i od razu widać było, że ma talent. Jak na osobę, która nigdy wcześniej nie siłowała się na rękę profesjonalnie, reprezentował bardzo dobry poziom. Nie był może młodzieniaszkiem, ale był z niego chłop, jak dąb. Wysoki, sporo ponad 100 kg wagi, silny. Często żartował, że tyle co ja to on ostatnio ważył na komunii. Od tamtego czasu trenował z większym lub mniejszym zaangażowaniem. Prywatnie to bardzo poważny, interesujący człowiek i wzajemnie darzymy się przyjaźnią i szacunkiem. Co mogę powiedzieć o jego obecnej formie... Od jakiegoś czasu wrócił do treningów, ale skupia się na ogólnej sile i zdrowym trybie życia. Moim zdaniem Krzysztof ma wiele braków technicznych, brakuje mu obycia przy stole, brakuje mu siły w podstawowych ruchach armwrestlingowych i mógłby bardziej zaangażować się w armwrestling... a mimo wszystko osiąga sukcesy... zawdzięcza to moim zdaniem swojej naturalnej sile i ogólnej dobrej kondycji fizycznej i genom. Co to znaczy? Drzemie w nim duży potencjał i jest jeszcze daleki od szczytu formy w tym sporcie. Wierzę w niego i przy odrobinie pracy mógłby znacznie podwyższyć swój poziom w armwrestlingu i osiągać jeszcze większe sukcesy. Będę bacznie przyglądał się poczynaniom tego młodzieniaszka. Dodatkowo oficjalnie chciałbym pogratulować mu sukcesów zarówno na ostatnich Mistrzostwach Polski jak również na Mistrzostwach Europy i świata. Rok 2022 był na pewno do tej pory jego największym sukcesem w armwrestlingu.

archiwum >>>

Language