Część pierwsza. Początek dyskusji. ()
Czas zabrać głos na temat dwunastu pozytywnych wyników testów, przeprowadzonych na Mistrzostwach Europy w Armwrestlingu 2013. Pozwalam sobie o tym napisać, mimo że nie jestem zawodnikiem.
Gdy pisałem o kulturystyce, niektórzy znajomi mówili: „Pracujesz dla karków, koksiarzy!”
Gdy zacząłem pisać o Mieszanych Sztukach Walki, wielu mówiło: „Piszesz o bezmózgich bandziorach, którzy jak zwierzęta leją się po mordach w klatce!” Pewien kolega ze szkolnej ławki, (dziennikarz społeczno-polityczny), gdy zobaczył mnie w telewizji obok klatki – nie podał mi ręki, mówiąc coś obelżywego.
Teraz chyba domyślacie się, dlaczego zabieram głos w sprawie dopingu. Jestem osobiście zainteresowany!
Po tym, koniecznym moim zdaniem, wyjaśnieniu przechodzę do rzeczy.
§ 1.
Tej sprawy nie uda się wyciszyć i „zamieść pod dywan”.
Kwestia DWUNASTU pozytywnych wyników po jednych Mistrzostwach Europy w konkretnej dyscyplinie – jest medialna i dlatego będzie wracać w publikacjach, czy tego chcemy, czy nie. Odbije się, jak czkawka i napsuje krwi. Tak będzie i żadne władze naszego sportu, żadne ich decyzje i żadne nasze publikacje nie będą miały na to wpływu!
Jesteśmy, jako społeczność Armwrestlingu – „wystawieni na strzał” z każdej strony.
Musimy wszyscy uświadomić sobie, że:
NIE KAŻDY KOCHA Armwrestling, tak jak my!
Nie znaczy to, że mamy konkretnych „wrogów”. Znaczy jednak, że KAŻDY, osoba fizyczna, czy jakakolwiek instytucja i organizacja MOŻE stać się naszym „wrogiem”.
Na przykład:
Każdy dziennikarz, każde medium (niekoniecznie sportowe) może „wygrzebać” temat dwunastu „trefionych” i pokazać to publicznie. W Polsce i w każdym innym państwie. Na skalę jednego kraju i na skalę powszechną. Dlaczego? Dlatego, że jest to temat „chodliwy”. Podobnie, jak chodliwym tematem są zarobki sportowców i ich życie prywatne.
Co złego mogą nam uczynić takie publikacje? Mogą zepsuć wizerunek naszej dyscypliny!
§ 2.
Wizerunek
Wizerunek to sprawa „krucha”, jak porcelanowa filiżanka. Jego utrata oznacza konkretne „straty”, które odczujemy wszyscy, od najwyższych władz WAF i EAF, po struktury regionalne.
Przykład pierwszy:
Idziemy do władz miasta z prośbą o pomoc w organizacji zawodów Armwrestlingu. Potrzeba nam sala, lub inne miejsce oraz patronat i może jakieś medale, czy puchary. Władze mają w budżecie rezerwę na takie rzeczy. Obojętnie, czy będzie to jedna z dzielnic wielkiego miasta, czy wioska, czy miasteczko. W tym samym czasie zgłasza się do tej samej władzy - inna dyscyplina sportu, na przykład tenis stołowy. Władza - musi rozstrzygnąć, kogo wybiera, bo na wszystko nie wystarczy. Do tego dochodzi kolizja terminów. Każdy chce zrobić imprezę w konkretny, wolny od pracy dzień.
Co robi burmistrz, czy prezydent miasta? Zaczyna się zastanawiać. Kombinuje: „co to jest ten Armwrestling?” Wtedy ktoś „życzliwy” pokazuje mu publikację o dwunastu „wpadkach” na kontroli dopingowej.
Burmistrz myśli sobie: „Acha, to ci koksiarze! Nie będę ich promował!” Przekreśla nasz wniosek i przyznaje pieniądze i patronat imprezie w innej dyscyplinie sportowej.
Będzie strata? Będzie!
Zresztą wiem, że już wcześniej kilka razy nasze prośby do władz spotykały się z odrzuceniem a powodem była właśnie opinia. Opinia o nas - wypracowana na podstawie - naszego wizerunku.
Wiecie, jakie przypadki mam na myśli...
Przykład drugi:
Klub, czy sekcja Armwrestlingu korzysta od kilku lat z pomocy szkoły, lub lokalnej władzy. Ma na przykład za darmo lokal do treningów i trochę kasy dla prowadzącego zajęcia, dostała też jakieś maszyny i dofinansowanie do wyjazdów. Dzieciaki ćwiczą, jeżdżą na zawody i przywożą medale. Nagle, dyrektor szkoły, lub wójt dowiaduje się od „życzliwych”, że w naszym sporcie „wszyscy stosują doping”. Wzywa nauczyciela czy instruktora i mówi wprost: „Od dziś zmienia pan sekcję na uni hokej, bo na Armwrestling nie dam już ani grosza i zabieram wam pomieszczenie!” Koniec i kropka. Zadziałał… wizerunek!
Nie piszę tego „z głowy”! Wielokrotnie spotykałem się z podobnymi reakcjami władz, na różnych szczeblach.
Sporty walki – bandziory! Nie dam zgody na imprezę! Trójbój siłowy – sterydy! Nie wynajmę nawet piwnicy na treningi!
Takie „uderzenia”, które opisałem powyżej mogą nas zaskoczyć w każdym momencie! W Sochaczewie, w Warszawie, w Kijowie, czy w Paryżu. Nie mamy na to żadnego wpływu!
Czy to oznacza, że trzeba się poddać?
Czy to oznacza, że nie jest potrzebny żaden „plan obrony”?
Nie wiem, sam nie wiem…
Piszę o tym, wskazuję te zagrożenia, bo może jest wśród nas, w naszej społeczności, ktoś, kto ma większą wiedzę o działaniach medialnych, kto umie więcej przewidzieć, ktoś, – kto ma wizję. Jeśli takiego nie ma, to trzeba myśleć „zbiorowo”.
Podkreślam – tego nie uda się „zamieść pod dywan”!
§ 3.
Sponsorzy i patroni medialni
„Zepsuty” wizerunek może się odbić na relacjach ze sponsorami i patronami medialnymi. Może to - niestety - pojawić się na każdym szczeblu. Lokalna piekarnia, firma rodzinna, która do tej pory fundowała wypieki, jako nagrody dla walczących na małych zawodach sportowców, może nie chcieć być kojarzona z „koksem”. To może się zdarzyć zarówno w Polsce, jak i w Hiszpanii czy w Mongolii.
Rozdawana za darmo osiedlowa gazetka – może nie przyjąć reklamy zawodów Armwrestlingu na swoim terenie. Podobnie może zareagować rada nadzorcza dużej spółki medialnej.
Czy macie może wrażenie, że pisząc te słowa „wywołuję wilka z lasu”?
Mam nie pisać?
Udawać, że nic się nie stało?
Jako człowiek stary, o konserwatywnych poglądach, jestem zwolennikiem hipokryzji. Ale tu nie chodzi o mnie, tylko o nasz sport. Dlatego ten tekst wysłałem do przyjaciół z branży przed publikacją – z prośbą o opinię.
Skoro ten artykuł opublikowałem, to znaczy, że nie jestem sam z tymi poglądami.
§ 4.
Kilka ważnych pytań
Czy jesteśmy zakłamanym hipokrytami?
Czy dopiero się nimi staniemy?
Już odezwały się głosy, że:
- „Nie ma sportu bez dopingu!” lub „Nie ma zawodowego sportu bez dopingu!”
Już odezwały się głosy, że „Nic się nie stało!”
Sam, jak hipokryta, napisałem, że „Czekam na Shreka!”
Nie potrafię odwrócić się plecami do tych zawodników, nie potrafię powiedzieć o nich nic złego! Znam wielu z nich i bardzo lubię. Nie wyobrażam sobie siłowania na ręce bez ich udziału.
Kłopot? Poważny, ale ja mam tylko swój własny kłopot, nazwijmy go „moralnym”.
Władze naszego sportu – mają ten kłopot na talerzu, na widoku publicznym! WAF i EAF oraz federacje każdego z krajów – muszą się z tym uporać!
Dajmy spokój profesjonalnym zawodnikom!
Pojawia się w wielu wypowiedziach taka właśnie opinia, sugestia, żeby badać i karać amatorów, a w przypadku zawodowych armwrestlerów – nie badać i nie karać.
To „trzyma się kupy”, ale tylko pozornie!
§ 5.
Trzy modele „PROFI”
Zawodowym armwrestlerem jest amerykański inżynier mechanik, który pracuje na pełnym etacie w dużej firmie, lub prowadzi własną i przez cały czas jego praca zawodowa jest ważniejsza, niż treningi. Mam na myśli zawodnika, który dostosowuje swoje treningi do pracy zawodowej a nie odwrotnie.
Zawodowcem jest też mieszkaniec kraju na wschodzie Europy, który żyje tylko i wyłącznie ze sportu, będąc jednocześnie zawodnikiem i trenerem młodzieży. Zarabia prowadząc zajęcia z młodzieżą, a jego tryb życia jest całkowicie podporządkowany – jego treningom.
Na profesjonalnych imprezach chciałby też wystartować (i ma szanse na sukcesy) młody człowiek, który łączy pracę zawodową, studia zaoczne i treningi.
Każdy z nich, jeśli chodzi o poziom sportowy, może walczyć o nagrody finansowe na profesjonalnych imprezach.
Tyle tylko, że…
Jeden z nich – pod żadnym pozorem nie może stosować dopingu! Na przykład, dlatego, że obawia się o swoje (jeszcze niepoczęte) potomstwo. Na przykład, dlatego, że w pracy musi zachować wyjątkową przytomność umysłu i nie może sobie pozwolić na tak zwane „zawieszki”, które są często skutkiem ubocznym stosowania sterydów.
Czy można więc – zrównać ich i sklasyfikować, jako „profi”, wśród których nie stosuje się kontroli antydopingowej?
Ja nie wiem!
Wiem tylko, że przytoczone „przykłady” istnieją naprawdę (wy też wiecie, o kim pisałem).
§ 6.
Udajemy dalej, że nic się nie stało?
Wiele razy, z racji przyjaźni ze sportowcami i działaczami wielu dyscyplin – uczestniczyłem w formalnych i prywatnych rozmowach na temat „Oczyszczenia wizerunku dyscypliny z odium dopingu”. Nic z tego nie wynikało.
Chciałbym, żeby właśnie Armwrestling wykorzystał ten „szok” dla poważnej debaty i, w jej konsekwencji, poważnych działań na przyszłość.
W przeciwnym razie – zagraża nam wiele kłopotów.
Więcej, niż tu napisałem i więcej, niż sobie wyobrażacie!
Przytoczę tu wypowiedź jednego z zawodników czołówki europejskiej, który napisał na swoim profilu, że „przez wiele lat okradali go z medali ludzie o zapuchniętych twarzach”.
Mocne? A, dlaczego tylko jeden taki głos?
Czy inni zawodnicy nie mają podobnych opinii?
§ 7.
Geografia dopingu
Nie trzeba długo patrzeć na listę, żeby zobaczyć znaczącą „dominację” krajów byłego ZSRR, krajów, w których używa się języka rosyjskiego.
Białoruś, Rosja, Ukraina, Gruzja – wnioski?
Ktoś powie, że to oni zdobyli najwięcej medali, więc to ich najczęściej badano. Jasne, ale czy takie tłumaczenie wystarczy?
Czy zadowolą się nim Niemcy, Hiszpanie, Włosi, Grecy, Portugalczycy?
Czy nie grozi nam konflikt na granicy Wschód vs Zachód Europy?
Konflikt, na szczeblu poszczególnych zawodników, władz krajowych, krajowych mediów?
Już na początku września spotkamy się w pełnym składzie na Mistrzostwach Świata w Polsce.
§ 8.
Jak będziemy na siebie patrzeć?
Czy podołamy temu, co się wydarzyło?
Czy podołają władze WAF?
Czy – co bardzo możliwe – zamieciemy sprawę pod dywan?
§ 9.
PATRZEĆ RACJONALNIE W PRZYSZŁOŚĆ!
Jednego jestem pewny!
Trzeba patrzeć na juniorki i juniorów!
Cena…
Drugiego jestem też pewny: badania antydopingowe są za drogie!
Trzeba zrobić wszystko, co możliwe, aby kosztowały znacznie mniej!
Trzeba przemyśleć rodzaj badań „przesiewowych” to znaczy mniej dokładnych, ale znacząco tańszych. Tak tanich, żeby każdy klub mógł je wykonać dla kilkunastu zawodników.
Dopiero, –gdy takie badania „przesiewowe” – dadzą niepokojące wyniki wobec (na przykład) kilku osób – wprowadzić kolejne, dokładniejsze!
Następnie, – jeśli lekarz stwierdzi – „ta osoba może być na dopingu” – wysłać wskazaną osobę na oficjalne badania dopingowe. Na jego koszt.
Jeśli zawodnik nie zgodzi się – klub automatycznie wykreśla go ze swojego grona.
Jeśli wyrazi zgodę i badania dadzą wynik negatywny (nie jest na dopingu) – koszty badań pokrywa klub lub federacja.
Tak naprawdę, tak poważnie, tak na serio – nie ma już sensu dbać o „starych”, o dorosłych zawodników. Oni i tak „swoje wiedzą”!
Jedni, mimo że stosowali doping nie odczuwają (jeszcze) żadnych uszczerbków na zdrowiu, inni takowe ukrywają. Jednym urodziły się zdrowe dzieci, inni dzieci nie mają. Są dorośli i nie ma powodu się nimi zajmować.
Jednak „dzieciaki”, czyli juniorki i juniorzy – to inna sprawa.
Dla nich można zbudować PRAWDZIWY program antydopingowy, połączony z wszechstronną troską o ich zdrowie i wczesnym wykrywaniem wielu schorzeń.
Takie działanie sugeruję dla WAF, EAF i krajowych federacji.
Jeśli uważacie, że mam rację – piszcie, popierajcie ten pomysł.
Pozdrawiam!
PeSzy
archiwum >>>
Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!
VIDEO Turniej w Moskwie na Łużnikach
Arsen „Shrek” Liliev zdecydował!
Gdynia, jako źródło siły dla Armwrestlerów!